Być chrześcijaninem we współczesnym świecie (2) Ks. Leonard Fic. Bądź na bieżąco! Kiedy mówię „wierzę w Boga chrześcijaństwa” (nie hinduizmu, buddyzmu, islamu), to oznacza, że wierzę w Boga takiego, jakim On się objawił w Jezusie Chrystusie. Takiego, jaki stał się widoczny w Jezusie Chrystusie.
Pokora, wierność i modlitwa za Kościół stanowią podstawę naszej przynależności kościelnej - stwierdził papież podczas porannej Eucharystii sprawowanej w Domu Świętej Marty. Ojciec Święty podkreślił, że nie można żyć z Jezusem bez Kościoła, iść za Jezusem poza Kościołem, kochać Jezusa bez Kościoła.
Dlaczego trzeba być chrześcijaninem. 16 kwietnia 2022 | Plus Minus | Jerzy . Surdykowski. Nasza XXI-wieczna cywilizacja jest dziś zagrożona i zmierza do katastrofy, choć na pozór kwitnie i zapewnia dobrobyt rzeszy ludzi. Czeka nas w zasięgu życia już następnych pokoleń straszliwa próba nie tylko siły przetrwania, ale nade wszystko
354 likes, 0 comments - tezodchodze on November 5, 2021: "„Wiesz, w ogóle stwierdzenie osoba niepraktykująca - to jest jednoznaczne z tym, że to jest "
Escucha y descarga los episodios de Którędy do nieba? gratis. Obaj byli ateistami i żyli w kontrze do Boga. Jeden wziął do ręki Biblię, by wykazać, że to stek bzdur. Drugi nie c Programa: Którędy do nieba?. Canal: Którędy do nieba?. Tiempo: 51:08 Subido 29/07 a las 16:27:22 77058265
Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Ile jeszcze zła ma wydarzyć się w Kościele, żeby katolicy wreszcie nabrali wątpliwości, czy aby ich Kościół naprawdę jest taki święty – i czy przynależność do tej organizacji oraz finansowanie jej nie oznacza wspólnictwa w tym złu? Czyż trzeba aż tak wielkiej mądrości i wrażliwości moralnej godnej „prawdziwego chrześcijanina”, aby dojść do wniosku, że skoro w Kościele w różnych krajach 4-7 proc. kapłanów to pedofile, to może nie jest dobrym pomysłem oddawanie czci Bogu akurat w tej konfesji? A może nie trzeba aż być „prawdziwym chrześcijaninem”, żeby to zobaczyć, a za to wystarczy być człowiekiem? Jak nigdy dotąd, po ostatnich ekscesach polskich biskupów, to znaczy po oświadczeniu Rady Episkopatu na temat Deklaracji LGBT oraz po słynnej konferencji prasowej biskupów w sprawie pedofilii w polskim Kościele, zdumienie i oburzenie ogarnęło nie tylko liberalną opinię publiczną, lecz również światłych katolików – Szymona Hołownię. Trudno w polskiej przestrzeni publicznej znaleźć wypowiedzi tak głęboko obrażające moralność publiczną, a jednocześnie tak bezdennie zakłamane i głupie jak to, czego byliśmy świadkami w ostatnich dniach. Jako że internet cały aż huczy od komentarzy tej odrażającej hucpy, daruję dziś sobie. Chcę powiedzieć coś, co wybrzmiewa bardzo rzadko w przestrzeni publicznej, a powinno być mówione na co dzień i pełnym głosem: przynależność do Kościoła katolickiego i płacenie nań jest głęboko niemoralne i hańbiące. Nikt nie może dziś tłumaczyć się, że nie wie, jak potwornym, niekończącym się pasmem zbrodni jest historia tej organizacji i jak niesamowita jest skala jego zepsucia i zwyrodnienia w naszych czasach. Każdy katolik ma dostęp do wiedzy o straszliwych represjach i terrorze naznaczających tysiąclecie totalitarnej władzy papiestwa w Europie, podobnie jak do informacji o gigantycznej liczbie księży gwałcicieli, o głodzeniu i zabijaniu dzieci w Irlandii, o masowych nadużyciach księży wobec zakonnic, o masywnych i trwałych powiązaniach mafijnych Watykanu etc. To już nie są żadne szacunki i domniemania – to konkretna, bardzo dobrze udokumentowana wiedza. Są raporty rządowe, są prace naukowe, są reportaże, są filmy, są książki i wywiady z księżmi oraz byłymi księżmi. Wiele z tych rzeczy na wyciągnięcie ręki – w internecie. Owszem, prosty katolik może nie wiedzieć, że papieże trzymali Żydów w gettach i kazali im nosić „łaty”, inspirując tym Hitlera, który po kilku dekadach przerwy powrócił do tych świętych praktyk. Owszem, prosty katolik może nie znać liczb, nie umieć wymienić pogromów, rzezi, potwornych kampanii terroru na kilku kontynentach, których dopuszczała się władza kościelna, sama lub we współpracy z władzą świecką. Może nie wiedzieć, czym było „zwalczanie heretyków”, a czym krucjaty. Może kojarzyć Jerozolimę z kościołami, a nie z wyrżnięciem przez katolickie hordy całej ludności tego miasta. Może nawet nie pamiętać, jak papież mizdrzył się do Hitlera, a po wojnie gorliwie organizował ucieczki setek hitlerowskich zbrodniarzy do Ameryki Południowej. Może nie znać faktów, bo jest do czytania, do zdobywania wiedzy nienawykły i tego nienauczony. Ale nikt nie może własnej ignorancji bronić ani się nią zasłaniać. Dotarcie do informacji zajmuje dziś bowiem minuty. Ignorancja już nie usprawiedliwia. Ignorancja tylko przynosi wstyd. Przeto jeśli jesteś katolikiem, nie tłumacz się niewiedzą. I nie waż się przeciwstawiać tysiącleciu totalitaryzmu, terroru, niewolnictwa i zbrodni jakichś szpitali i uniwersytetów czy afrykańskich misji. To cynizm urągający wszelkiej moralności, nie mówiąc już o godności ofiar, którą wprost spotwarza. Każdy katolik musi wiedzieć, że bilans zbrodni i zasług w dziejach Kościoła katolickiego – nawet gdyby było czymś etycznym taki bilans mechanicznie czynić – wypada dla Kościoła tragicznie. Musi to wiedzieć, nawet jeśli straszliwe fakty w swych szczegółach nie trzymają się jego głowy. I jako istota inteligentna, kształcona w szkołach, ma wobec samego i samej siebie obowiązek postawienia pytania: czy skoro ten właśnie Kościół był i jest tak potworną instytucją, a jego biskupi i dziś są tak bezdennie głupi i zdemoralizowani, jak pokazują to swoimi wypowiedziami, to czy w ogóle wchodzi w grę, aby właśnie to był TEN Kościół, który upodobał sobie Bóg i Jezus? TEN właśnie, spośród tylu innych? Czyżby o jego autentyczności miała świadczyć jego krwawa potęga? Czyż tego właśnie chciał Jezus? Czy chciał pychy i przepychu? Imperialnej potęgi i terroru? Tysiącletniej nienawiści do narodu, do którego sam należał? Katolik musi dziś to wszystko przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Nowoczesność dała mu bowiem wystarczające wykształcenie, żeby zaciążył na nim moralny obowiązek myślenia. Musi też, z tego samego powodu, dowiedzieć się, jakie są właściwie doktryny kościelne i zawarte w nich przekonania moralne. Dowiedzieć się – bo ogromna większość nie ma o tym pojęcia. A gdy już się czegoś dowie, niechaj sobie zada pytanie, czy wypada mu wierzyć, że przez chrzest stał się lepszy od innych ludzi, gdyż otrzymał od Boga specjalne łaski i cnoty? Czy wypada mu wierzyć, że kiedyś wszyscy ludzie na ziemi wyrzekną się swojej wiary i swojej kultury, uwolnią się od błędu islamu, hinduizmu, buddyzmu i ukorzą się przed Jezusem Chrystusem, który przyjdzie na ziemię jako Król? Czy to po prostu wypada kulturalnemu człowiekowi w XXI w.? Nie ma czegoś takiego jak światły i otwarty katolicyzm. Nie łudźcie się, straszni mieszczanie! Doktryna jest, jaka jest. Weź oficjalny katechizm (jakże ugrzeczniony wobec dawniejszych pism kościelnych!) i czytaj – zdanie po zdaniu. Ile napotkasz w nim wrażliwości moralnej, dobroci, szacunku dla prawdy i dla wiedzy, ile tolerancji, ile szacunku dla odmienności i różnic między ludźmi, dla równości i wolności, a ile spotkasz obłudy, ciemnoty, fanatyzmu, pychy, przewrotności, gwałtu na sumieniu w imię sumienia? Jeśli zdobędziesz się nie na bezstronność – bo ta jest ponad siły większości z nas – a przynajmniej na jako taką uważność i skupienie sił umysłu, z pewnością ujrzysz żałosną nędzę intelektualną i moralną tych poglądów, z całą skromnością typową dla tej instytucji nazywanych „nauczaniem”. Chodzenie do kościoła stało się dzięki wielkiej rewolucji liberalnej, dzięki ofierze krwi milionów ludzi na przestrzeni minionych pięciu stuleci walki z brutalną potęgą Rzymu, sprawą prywatną. Już nie zabijają za niesubordynację i nie chłoszczą za opuszczenie mszy. Już nie zmuszają do niewolniczej pracy na księżowskich polach, nie każą sobie znosić danin w naturze i gotówce. Lecz to, że wolni ludzie podzielili się swoją wolnością z katolikami i pozwolili im nadal swobodnie praktykować, mimo tego ogromu zła, jakie Kościół wyrządził narodom całego świata, to nie znaczy jeszcze, że katolicyzm i jego praktykowanie nie podlega moralnej ocenie. Podlega. Katolicy nie mają monopolu na opluwanie i lżenie wszystkiego, co im się nie podoba (to znaczy nie jest katolickie – z wyjątkiem prawosławia, na które trochę zważają). Czynią to tak zapamiętale, że może im się wydawać, że im wolno. Nie, nie wolno. Za to nam, ludziom sumienia, wolno – wolno nie opluwać, jak to Kościół ma w zwyczaju i czego tysięczny piękny pokaz mieliśmy ostatnio w wydaniu polskich biskupów, lecz sprawiedliwie potępiać. Tak, ludzie sumienia potępiają pychę, obłudę, nienawiść i ciemnotę. Potępiają i pogardzają obmierzłymi obrońcami dewiantów, potwarcami i łgarzami, którzy tam, wyjąc z piekła swego zepsucia, ignorancji i załgania, mają jeszcze czelność każdego dnia pouczać ludzi, jak mają żyć, oraz mają czelność wymuszać dla siebie publiczne przywileje oraz władzę, powołując się przy tym na swoje rzekome specjalne względy u stwórcy świata. Co za żenada. Gdyby istniał katolicki Bóg i jego słynne piekło, ci ludzie byliby jego arystokratyczną klientelą. A może kadrą? Mają szczęście, że nie ma tego świata z bajek i złudzeń, tak intratnie sprzedawanych przez nich naiwnym ludziom, którzy ze strachu przed śmiercią gotowi są uwierzyć we wszystko, co ten strach złagodzi. I dlatego kiedyś wszystkie ich grzechy przykryje jedyne miłosierdzie, jakiego możemy być pewni – miłosierdzie zapomnienia. Przyjmijcie to moje nauczanie – całkiem darmowe – i zastanówcie się nad sobą. Może jeszcze nie jest za późno?
{"type":"film","id":491960,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Saga+%22Zmierzch%22%3A+Ksi%C4%99%C5%BCyc+w+nowiu-2009-491960/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Saga "Zmierzch": Księżyc w nowiu 2009-11-30 10:15:36 Postanowiłam napisać kilka słów, żeby obalić powtarzający się na forach mit, jakoby Kościół Katolicki popierał Zmierzch. Zetknęłam się z takimi opiniami ( dlatego, że rzekomo Z. promuje czystość przedmałżeńską, jest przeciw aborcji, etc.) i nie są one prawdziwe. o pierwsze, Zmierzch wcale nie promuje czystości - gdyby promował, to Bella nie naciskałaby na Edzia, żeby w końcu się z nią drugie, nie promuje też zakazu aborcji, bo idealny wzór cnót doktor Cullen namawia Bellę do zabicia nienarodzonego dziecka (potworka?)Po trzecie, bohaterami są "dobre" wampiry - nie ma ich w realu, lecz od dawna w kulturze i mitologii symbolizują siły demoniczne/zło. "Dobre" wampiry są równie bezsensowne jak "dobra" magia i "dobrzy" przestępcy. Trudno, żeby KK zgodził się z takimi tezami. Po czwarte - bohaterowie wyraźnie mówią, że (jako wampiry) są potępieni. Potępienie to wedle katechizmu stan śmierci duszy, przynależność do szatana na wieki. Bella decyduje się na ten stan tylko dlatego, bo podoba jej się przystojny wampir i żywi ona do niego gorące emocje. Wychodzi więc na to, że emocje i uczucia ziemskie są wazniejsze od wieczności i życia po śmierci. nie wiem, jak KK mógłby się z tym piąte, związek promowany przez książkę jest przykładem dewiacji. Tak, to modne słowo, wszyscy z niego szydzą, ale innego jeszcze nie wynaleziono. Jak nazwać sytuację, gdy ktoś żywi się krwią (zwierząt czy ludzi)? Argument o rzeczywistości baśniowej nie ma racji bytu, gdyż powieści Meyer rozgrywają się nie w żadnym wyimaginowanym świecie, lecz w codzienności: szarej i zwyczajnej. Po szóste, oficjalne stanowisko Watykanu pojawia się w licznych opracowaniach, magazynach, na stronach internetowych. Nie mam zamiaru kogokolwiek przekonywać do chrześcijaństwa, nie interesują mnie też ciągnące się w nieskończoność dyskusje na temat tego, co robi Kośćiół, jakie są dzisiejsze czasy, co kogo w tym bawi i śmieszy, co kto mysli na ten temat. Chcę po prostu przedstawić fakty: Zmierzch nie zgadza się z chrześcijańską wizją świata. Jezeli ktoś nie akceptuje tej wizji świata, jego sprawa. Nie będę go przekonywać. Jeżeli akceptuje - zastanowi się nad tym i wyciągnie wnioski. Każdy ma prawo do własnego zdania. Niemniej jednak nie piszcie, że Kościół lubi Zmierzch, bo to tak jakby ktoś pisał, ze Dalajlama lubi kotlety wieprzowe ze słoninką. użytkownik usunięty sarimatian O matko, jakie długie!Nie, zdecydownaie nie teraz, bo musze napisać biograficzną notkę nt. Olivera Reeda. Ale w wolnej chwili poczytam, bo zapowiada sie niezła zabawa ;)"Spokojnie to tylko awaria" - jak ja nienawidze tego tekstuu!!!!!! dawno go co prawda nie widziałam, ale może lepiej nie krakać, bo a nuż wróci skusysyn... Ponieważ strasznie dużo offtopów się zrobiło przy czym podziwiam u Ciebie Lorinna chęć zalewania offtopami własnych tematów i nie dziwię się, że byłas w czołówce użytkowników wymienianych jako najbardziej aktywni w schodzeniu z właściwego tematu dyskusji, to napiszę, że odpowiadam teraz na post: " Lorinna 9 grudnia 2009 9:47 " No właśnie - w końcu wypadałoby się zdecydować czy mówimy o wartościach chrześcijańskich, czy o stanowisku KK. Bo zatytułowałaś ten temat "Zmierzch a wartości chrześcijańskie", a w jego wnętrzu zaczęłaś pisać o stanowisku KK. Kiedy poruszyłam tematykę bycia dobrym, szlachetnym, wiernym - tego, jakiego typu zachowania promuje "Zmierzch" - przeszłaś nad tm zupełnie obojętnie kontynuując offtopowanie. Odnośnie np. aborcji stwierdziłaś, że "Zmierzch" jest proaborcyjny. Właściwie raczej nie "Zmierzch" tylko dalsze tomy, ale rozumiem, że mówimy o cyklu "Zmierzch". I trzymając się sedna - stwierdziłaś, że jest proaborcyjny tylko dlatego, że ta tematyka tam jest poruszana i dana postać namawia do aborcji. Wyżej, w wymianie postów z Uzą, doszłaś w końcu do wniosku, że jednak "Zmierzch" jest antyaborcyjny. Czyli zmiana stanowiska o 180 stopni. Przy okazji dowiedziałam się jeszcze, że w całej historii jest zagrożenie życia matki, co jest według mnie istotne z wielu względów, a choćby takiego dlaczego ktoś w ogóle namawia do aborcji. Bo jest jednak duża różnica między sytuacją, gdy usuwa się dziecko mimo braku zagrożenia życia bądź zdrowia matki, a sytuacją gdy owo zagrożenie występuje. Co więcej ktoś wyżej też celnie zauważył, że nie można w tak prosty sposób oceniać wydźwięku danej książki czy filmu - że jak się w niej/nim pojawia kwestia np. aborcji czy jedna z postaci do aborcji namawia, to od razu jest to utwór proaborcyjny. Bo tak samo biorąc pod uwagę ilość zdrad, okrucieństwa i morderstw zawartych w Biblii trzeba by uważać, że jest to księga namawiająca do czynienia tego wszystkiego. I w tym momencie powstaje też istotne pytanie. Czy Ty w w tym temacie właściwie wypowiadasz swoje poglądy i te swoje poglądy zmieniłaś (chodzi mi o te odnośnie aborcji) czy nadal uważasz, że opisujesz stanowisko Kościoła Katolickiego. Jeśli to ostatnie, to wychodzi na to, że nie zgadzasz się ze stanowiskiem KK. A jeśli tak, to właściwie po co tak silnie je propagujesz bez stwierdzenia, że takie jest stanowisko KK, ale osoba wierząca ma prawo mieć inne zdanie wcale nie stojące w sprzeczności z jej wiarą i wartościami chrześcijańskimi. Kolejna kwestia - i tu od razu przyznam, że ja się w tym nie orientuję - ale jak powinno być ogłoszone i przez kogo wydane stanowisko KK wobec tego typu sprawy? No bo właściwie na czym opierasz ten swój temat jeśli chodzi o takie faktycznie ważne podstawy czyli jakieś oświadczenia Watykanu czy coś. Wiem, że piszesz, że "oficjalne stanowisko Watykanu pojawia się w licznych opracowaniach, magazynach, na stronach internetowych". Ale czy naprawdę Watykan ogłosił jakie ma stanowisko odnośnie "Zmierzchu" i czy np. stwierdza, że "Zmierzch" jest proaborcyjny? Pytam dlatego, że nadal usiłuję dociec czy w końcu zmieniłaś swoje zdanie czy nie zgadzasz się ze stanowiskiem Watykanu i jednocześnie uważasz, że to nie szkodzi Twojej wierze. Bo przecież cudzą niezgodność poglądów z poglądami KK uważasz za niewłaściwą lub niebezpieczną dla tej osoby. Albo np. podważającą jej do tego nieszczęsnego zdania o Dalajlamie. Było ono w Twoim wpisie tak niefortunne dlatego, że użyłaś jego osoby i jego podejścia do filozofii i religii w wypowiedzi kłócącej się ze stylem zachowania Dalajlamy. Zwróciłam na to uwagę, bo jak już pisałam, ten temat prezentuje ślepe zapatrzenie w jakieś zasady KK bez pamiętania o podstawowych wartościach religii chrześcijańskiej. Przykładem tego jest właśnie ta kwestia aborcji. Nie bierzesz pod uwagę wydźwięku całości tylko fanatycznie dorabiasz do tego anykatolicki przekaz. Możesz uskuteczniać takie akcje, choć oczywiście są one bardzo negatywne społecznie, ale przynajmniej nie wymieniaj w takim temacie Dalajlamy, który jednak reprezntuje zupełnie inne zachowanie i inne wartości niż Ty tutaj. I skarżysz mi się na innego użytkownika, mając pretensje do mnie o jego słowa. Skarż się do niego, nie do mnie. A ludzi skłócasz bardzo skutecznie i jeśli chcemy mówić wyłącznie o tym temacie, to chodzi o to, że wprowadzasz nim podział na postępujących zgodnie ze stanowiskiem KK i niezgodnie, mimo, że w sumie nie wiadomo na ile kompetentne są te opisy tego stanowiska. A i też czy jest sens utożsamiać KK z religią chrześcijańską. Zasiewasz w ludziach niepokój, wątpliwości, poczucie winy - o czym już pisałam wyżej. Sugerujesz, że powinni się zastanowić nad sobą, że może jest z nimi coś nie tak jeśli są wierzący i jednocześnie lubią "Zmierzch". Przecież pisałaś o tym już kilka razy. Ty nie uświadamiasz, bo nie masz czego uświadamiać, bo jak widać po tej kwestii z aborcją prezentujesz poglądy, których do końca nie przemyślałaś, a po zwróceniu paru celnych uwag zmieniasz je o 180 stopni. Jak na razie więc wprowadziłaś jedynie chaos i zamieszanie. To jest złe. Nie sądzę też by wielu katolików chciało byś w tak pewny sposób wypowiadała się o ich religii czy stanowisku, bo potem jak wychodzi, że jednak nie miałaś racji, to ośmieszasz nie tylko siebie, ale właśnie i ich także. No nie wygłupiaj się. Jest przecież masa Twoich tematów. Oczywiście posty z wulgaryzmami w większości wykasowano lub poblokowano, ale i tak zostało wystarczająco dużo wpisów, w którch ludziom ubliżasz. Już ja wiem, co mam na myśli i Ty też powinnaś wiedzieć. Ale nie dziwi mnie, że nie pamiętasz co do kogo pisałaś, bo to nie pierwszy raz. Nie w tym rzecz jednak. Nie wymagaj ode mnie żebym traktowała Cię jako osobę szczerą. Każdy może sobie poczytać trochę Twoich wypowiedzi na temat różnych osób (nie mnie) i wyrobić sobie swoje własne zdanie. Jeśli po tej lekturze będzie Cię odbierać jako osobę szczerą jego sprawa i Twoje szczęście. Raz piszesz, że założyłaś ten temat, żeby ludzie się dowiedzieli, żeby im uświadomić itd., a innym razem, że nie musisz nic uzasadnić ani tłumaczyć swojego światopoglądu. Jedno drugiemu przeczy. W końcu nie wiadomo jaki jest cel tego tematu, bo właśnie obaliłaś to, co pisałaś wcześniej. I w końcu to jest Twój światopogląd czy Kościoła Katolickiego?? Odnośnie "Dziecka Rosemary" napisałaś, że Twoim zdaniem zakończenie byłoby lepsze w sensie moralnym gdyby ona np. chwyciła to dziecko i wyskoczyła przez okno. Wyskoczenie przez okno chyba jest równoznaczne z zabiciem siebie i dziecka. To nie było pierwsze piętro. To jak w końcu mam rozumieć taki pomysł na zakończenie? Porównania z "Dzieckiem Rosemary" nadal pozostają teraz: "Półwampir to nie diabeł, bliżej mu już do człowieka - choćby przez to, ze kiedyś był człowiekiem, stracił jedynie duszę bo oddał ją diabłu. Diabeł zaś nigdy nie był człowiekiem, był aniołem. Dlatego nie wsadzałabym dziecka Rosemary i Belli do jednego wora."To jest Twoja interpretacja, że wampiry ze "Zmierzchu" oddały duszę diabłu. Jest mnóstwo różnych filmów i książek o wampirach i w różnych różnie je przedstawiają - raz jako pomiot szatana, raz jako ożywione trupy, raz jako żywych ale chorych, a kiedy indziej jeszcze jako np. mutantów. I o tym też pisałam. Skoro uważasz, że możesz zdefiniować wampira ze "Zmierzchu" według swojego widzimisie, to równie dobrze ktos inny może uznać, że to "pomiot szatana", bo takie spojrzenie na wampiry też funkcjonuje. I nadal nie uważam by utożsamianie aborcji płodu wampira z aborcją płodu ludzkiego było sensowne. To tak samo jak utożsamiać zabicie wampira z zabiciem człowieka. Jak wtedy patrzeć na księży przebijających kołkiem wampiry? Robią dobrze czy źle? Popełniają morderstwo? i Jak pisałam, jak wejdziesz na przykładowe to też bedziesz mieć jakieś tematy związane z seksem. To samo na jakimś pudelku, czy czymś innym. Dzieci po prostu nie powinno się dopuszczać do internetu, a jeśli mimo starań rodziców, gdzies do niego dotrą to trudno. Nie możesz wymagać od dorosłych by podporządkowywali życie dzieciom. A poza tym naprawdę nie wiem co też takiego strasznego może się stać, gdy takie dziecko zobaczy jakiś tekst o No i działa moderacja i takie dowcipy zwykle są usuwane. I to samo też się tyczy wulgaryzmów o czym doskonale wiesz, bo potafisz ich używać dość dużo (mimo, że niby tak troszczysz się o dzieci). Skoro więc piszesz, że nastolatki nie są niewinne, no to w końcu o co Ci chodzi? Wychodzi na to, że walczysz o nienaruszanie niewinności osób, które już straciły podsumowania. Odpowiedź jest w sensie obecności tekstu, ale mi chodziło o treść tej odpowiedzi. Pod względem treści jest bardzo kiepsko. Większość (w sumie całość) tego, co napisałaś dotyczy jakichś prywatnych kwestii i/lub jest offtopem. Jeśli czegoś nie zrozumiałam, to napisz czego. Pytałam o jakies argumenty związane z tematyką tego wątku, to dostałam odpowiedź:"Światopogląd to nie zbrodnia, żeby się z niej tłumaczyć." Co to w ogóle ma być? Kolejna złota myśl bez związku z rozmową? Zakładasz wątek, wyrażasz opinię na jakiś temat, oceniasz coś, a jak przychodzi do uargumentowania swojej wypowiedzi, to nie potrafisz. Dziwi mnie to w ogóle, bo jednak jak się ma jakieś poglądy, to z czegoś one wynikają. Dziwi mnie, że nie umiesz nic na ten temat pytania na temat. Usiłowałam dyskutować tu na temat. Zakładasz temat, a gdy ktoś faktycznie pisze na temat, to zaczynasz udawać, że nie o to chodzi, przechodzisz do jakichś personalnych rozgrywaek, albo ogólnie offtopujesz. Od samego początku, kiedy zabrałam głos w tym temacie (pisząc na temat!), schodziłaś z właściwego tematu i pisałaś o wszystkim tylko nie o tym, co jest związane z tym tematem. I teraz to samo. Napisałam spory post _na_temat_, a Ty już w pierwszej odpowiedzi zboczyłaś na tory boczne. użytkownik usunięty Eleonora Pominę wstęp, bo znów prywatnie mi "dowalasz" - nie możesz tego ominąć, naprawdę? Nie ma dowodów, nie ma faktów, więc nie ma w ogóle o czym rozmawiać. Nie mam zielonego pojęcia, o jakiej sytuacji mówisz - skoro nie chcesz jej przedstawić, to nic nie poradzę, ale wychodzi z tego potwarz, więc sobie odpuszczam. Może będę mieć faktycznie "szczęście" i nie wszyscy będą od razu zakładali, że wiedzą, co myślę i co czuję lepiej ode mnie. Myśl o mnie co chcesz, ja widzę tutaj jedno wielkie nieporozumienie i może również urażoną dumę. "No bo właściwie na czym opierasz ten swój temat jeśli chodzi o takie faktycznie ważne podstawy czyli jakieś oświadczenia Watykanu czy coś." Oficjalne stanowisko jest tutaj: Wypowiedział je Franco Perazzolo, przedstawiciel Papieskiej Rady ds. Kultury - a więc właśnie "odnogi" Watykanu która zajmuje się i interesuje zjawiskami opinii Kościoła nie było słów o aborcji, one akurat reprezentowały mój własny pogląd. Dodałam do oficjalnego stanowiska kilka dodatkowych argumentów, zaznaczając przy tym, że są moje. Co do samej aborcji i Zmieczhu, zmieniłam zdanie na ten temat po tym, jak Forest przytoczył odpowiednie argumetny wynikające z treści książki i uznałam, że może jednak on miał w tym przypadku rację, nie ja. obecnie myślę, że sprawa jest lekko rozmyta i do końca nie wiadomo, co myśli sama autorka, natomiast wycofałam argument jakoby ksiązka popierała aborcję. "Raz piszesz, że założyłaś ten temat, żeby ludzie się dowiedzieli, żeby im uświadomić itd., a innym razem, że nie musisz nic uzasadnić ani tłumaczyć swojego światopoglądu" - nie widzę w tym niezgodnośći. Pisze żeby uświadomić ludziom światopogląd Kościoła wobec Zmierzchu. I nie muszę wcale się tłumaczyć z faktu, że sama w to wierzę i się z tym zgadzam. Moge powiedzieć, że zgadzam się z jakąs teorią i ją przedstawić, i nie muszę się wcale z tego tłumaczyć."Jest mnóstwo różnych filmów i książek o wampirach i w różnych różnie je przedstawiają - raz jako pomiot szatana, raz jako ożywione trupy, raz jako żywych ale chorych, a kiedy indziej jeszcze jako np. mutantów" - jasne, że tak. Ale mówimy teraz o wampirach zmierzchowych. Nie są one diabłami, pomiotami szatana ani zombie. Są istotami ludzkimi, które zostały przemienione przez inne wampiry. "Skoro uważasz, że możesz zdefiniować wampira ze "Zmierzchu" według swojego widzimisie" - nie czytałaś książki. To nie jest żadne moje widzimisię, lecz same wampiry się nad tym zastanawiają i jedna z wersji które rozważają uznaje, że są potępione - może tak, może nie, oni sami nie wiedzą, jednak zakładają taką opcję jako możliwą. W filmie Edzio stwierdza, że "i tak pójdzie do piekła". To nie moje widzimisię, lecz teorie z ksiązki. W zasadzie z książki wynika, iż mogą być potępione, ale nie musżą - jest fifty fifty. Niemniej jednak Bella powinna brać to pod uwagę, gdyby zależało jej na duszy i wiecznym życiu."I nadal nie uważam by utożsamianie aborcji płodu wampira z aborcją płodu ludzkiego było sensowne. To tak samo jak utożsamiać zabicie wampira z zabiciem człowieka. Jak wtedy patrzeć na księży przebijających kołkiem wampiry? Robią dobrze czy źle? Popełniają morderstwo?" - wszystko zależy, jak sama stwierdziłaś, od wizji autora danego utwpru - o diabłach jest literatura naukowa, o wampirach (jako postaciach fikcyjnych) każdy może mysleć, co chce. jezeli trzymamy się wersji autora, np u Rodrigueza w "Od zmierzchu do świtu" wampir nie ma duszy, więc jest faktycznie martwy, żyje tylko jego ciało. Trudno mówić w takim przypadku o morderstwie. U Meyer nie wiadomo, jak jest z duszą wampira - może jest on potępiony, może nie. Poza tym dziecko Belli jest półwampirem, co dodatkowo komplikuje sytuację. Ma w sobie pierwiastek ludzki, więc jest częściowo człowiekiem, może miec ludzką duszę. Zabicie go byłoby wtedy zabiciem człowieka. "Nie możesz wymagać od dorosłych by podporządkowywali życie dzieciom." - umieszczając treść publicznie w miejscu, gdzie dzieci wchodzą (niezaleznie od tego, co o tym myślisz), zdajesz sobie sprawę, że ją przeczytają i bierzesz za to odpowiedzialność. W tym momencie sama musisz wybrać, co jest ważniejsze - dobro tych dzieci, czy Twoja własna chwilowa satysfakcja. Mogę wymagać od siebie i innych, żeby uważali na to, co publikują."Skoro więc piszesz, że nastolatki nie są niewinne, no to w końcu o co Ci chodzi? Wychodzi na to, że walczysz o nienaruszanie niewinności osób, które już straciły niewinność." - to,. ze nie są niewinnie i zetknęły się już z różnymi (równiez niedobrymi) rzeczami nie znaczy, ze mamy utwierdzać ich w przekonaniu, że seks jest czymś obrzydliwym, wulgarnym i niepowaznym, a takie są skutki postrzegania seksu przez pryzmat obleśnych kawałów. Nie rozumiesz nadal różnicy między magią w świecie rzeczywistym a basniowym, dla Ciebie zmierzchowe wampiry i Harry Potter egzystują na tej samej płaszczyźnie co Baba Jaga. Nie rozumiesz różnicy między prezentowaniem swojego światopoglądu a koniecznością tłumaczenia się z niego. Nie rozumiesz, że ważniejsze od dobrego samopoczucia jest świadomość niebezpieczeńśtwa, bo lepiej głaskać ludzi po główkach niż ich ostrzec (a przynajmniej to wynika z Twoich oskarżen że wzbudzam wyrzuty sumienia). Nie rozumiesz, że jeżeli ktoś już raz się z czymś zetknął, to nie znaczy że możemy pozwolić mu na stykanie się z tym bez końca. Odnośnie uwag na wstępie, to przede wszystkim nie ja zaczęłam jakieś prywatne wycieczki. Z rozmowy na temat zeszłaś na omawianie Twojego stosunku do mnie i mojego do Ciebie. Jak to tak rozgrzebujesz no to Ci odpisuję. I oczywiście, że jak o czymś piszę, to sa to fakty (czyli rzeczywistość), bo po co miałabym zmyślać? Nawet gdyby mi zależało na dowalaniu Ci, co mi tak ciągle wmawiasz, to i tak przecież sama piszesz, że pisanie o rzeczywistości - faktach - całkowicie ku temu wystarcza. Ale tak czy inaczej i tak nie zalezy mi na tym "dowalaniu" bo niby po co? Nie ma żadnej potwarzy tylko po prostu w sytuacji, gdy piszesz cos do osób trzecich, to nie chcę owych osób w to wplątywać, bo zaczniesz kolejne jazdy. Dowody Ci nie wystarczają, a za to tak jak teraz potem w nieskończoność wmawiasz, że ktoś wie lub myśli, co czujesz lepiej od Ciebie. Jak na razie to Ty tak zakładasz w stosunku do mnie. Widzę jakie to uciążliwe zwłaszcza, gdy chce sie porozmawiać na jakiś konkretny temat, więc nie życzę tego innym teraz wracając do właściwego zauważyłam w tym temacie - chodzi mi o pierwszy wpis (ten główny) żebyś oddzielała własne poglądy od stanowiska KK i dlatego właśnie o to spytałam. Nie widzę tam zaznaczania, które poglądy są tylko Twoje. Co więcej przedstawiasz je jako fakty (że np. coś jest złe, a nie że jest złe według Ciebie) i w pierwszym poście niżej piszesz cytuję: "Chciałam przedstawić, jakie jest oficjalne stanowisko KK". W reszcie tematu też nie zauważyłam informacji, które poglądy są wyłącznie Twoimi, ale mogłam coś przeoczyć, bo temat jest już dość spory. W każdym razie no w temacie i w wielu postach pod nim tego nie widać. Co do tego linku, gdzie jest napisane tak króciutko, to w sumie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jest to wykorzystanie tematu no w sumie około okultystycznego do sukcesu kasowego, co nie jest niczym odkrywczym zresztą. Natomiast nie rozumiem skąd pomysł na "moralną pustkę o wykolejonym przesłaniu". Nie wiem jak wyglądają pełniejsze wypowiedzi na ten temat, choćby ta, z której pochodzą te dwa cytaty. Jednak w ich obliczu właściwie większość o ile nie cały Twój temat wydaje mi się prezentacją konkretnie Twoich poglądów, a nie za bardzo KK. Nie wykluczam, że są zbieżności. Nie o to mi chodzi. Tylko o to, że no jednak i treść samego tematu i post pod nim są wyraźnie Twoją osobistą interpretacją zarówno tego, co jest w "Zmierzchu" niezgodne z _Twoją_wiarą jak i jakie mogą być konsekwencje lubienia tych książek czy piszesz, że założyłaś ten temat, żeby ludzie się dowiedzieli, żeby im uświadomić itd., a innym razem, że nie musisz nic uzasadnić ani tłumaczyć swojego światopoglądu" - nie widzę w tym niezgodnośći. Pisze żeby uświadomić ludziom światopogląd Kościoła wobec Zmierzchu. I nie muszę wcale się tłumaczyć z faktu, że sama w to wierzę i się z tym zgadzam. Moge powiedzieć, że zgadzam się z jakąs teorią i ją przedstawić, i nie muszę się wcale z tego tłumaczyć. "No, ale wymieszałaś te własne poglądy z poglądami płynącymi z oficjalnego stanowiska KK, więc jakieś dodatkowe objaśnienia do tego jednak są konieczne, bo potem nie wiadomo co na podstawie czego. Naprawdę ten pierwszy wpis wygląda tak jak wypunktowanie poglądów - no tym jest po prostu - i w sytuacji, gdy potem piszesz, że chciałaś tym tematem przedstawić oficjalne stanowisko KK, to wygląda jakby to były konkretne punkty owego stanowiska. I ja nie pisałam, że masz sie tłumaczyć z posiadania jakichś poglądów, tylko wytłumaczyć dany fargment tych poglądów. Zwłaszcza, że gdy nie zgadzasz się z moim zdaniem, to przydałoby się to jakoś uargumentować. To jest kwestia objaśniania jak cos postrzegamy, czy o co nam chodzi. Także dlaczego, ale po to by rozmówcy mogli lepiej pojąć podstawy danego spojrzenia. Chodziło o normalną dyskusję zagadnień. Ty tłumaczenie swoich poglądów przerobiłaś na tłumaczenie się z tego, że się posiada jakieś poglądy. To przecież co innego.""Skoro uważasz, że możesz zdefiniować wampira ze "Zmierzchu" według swojego widzimisie" - nie czytałaś książki. To nie jest żadne moje widzimisię, lecz same wampiry się nad tym zastanawiają i jedna z wersji które rozważają uznaje, że są potępione - może tak, może nie, oni sami nie wiedzą, jednak zakładają taką opcję jako możliwą. W filmie Edzio stwierdza, że "i tak pójdzie do piekła". To nie moje widzimisię, lecz teorie z ksiązki. W zasadzie z książki wynika, iż mogą być potępione, ale nie musżą - jest fifty fifty. Niemniej jednak Bella powinna brać to pod uwagę, gdyby zależało jej na duszy i wiecznym życiu. "No i dokładnie o to mi chodzi, że skoro nie wiedzą, to i my nie wiemy. Dokładnie mówiąc ich geneza nie została wyjąsniona w książkach (stwierdzam to w oparciu o wypowiedzi czytelników i też tą powyższą Twoją). Poza tym w zależności od wiary (religii lub innego niezdefiniowanego jako jakaś religia indywidualnego wierzenia) człowiek lub wampir mogą bardzo różnie rozumieć określenie "potępiony" jak i nawet "diabeł". To samo z mówieniem o pójściu do piekła. Ludzie mówią o kimś, że jest diabłem wcielonym, gdy po prostu jest okrutny i zły. Utożsamiają koncentrację zła z diabłem, co jest w sumie dośc sensowne i w ten sposób często można mówić - nie to, że w sposób nieprzemyślany czy pod wpływem chwili. Jednym słowem chodzi mi o to, że stwierdzenie "jestem zgubiony" i "jestem potępiony" nie dla wszystkich jest tożsame z oddaniem duszy diabłu. I w ogóle też różnie można rozumieć samo "oddanie duszy diabłu". Ja bym na to patrzyła jako poświęcenie się złu - w ten sposób oddanie. Bo jeśli człowiek żyje, to nie może bez duszy, więc nie ma mowy, że ją oddał dosłownie. Natomiast w oddawanie po śmierci nie wierzę, bo nie widzę w tym sensu i to mi się kojarzy z jakimś wierzeniem w podpisywanie cyrografu i planowanie transakcji po smierci. Nie postrzegam tak tych spraw - żeby coś takiego było możliwe i uważam, że jak najbardziej nie trzeba tego tak postrzegać będąc chrześcijaninem. (Oczywiście Ty możesz tak, jak chcesz. Ale zarówno autorka książek jak i inni czytelnicy (w tym też chrześcijanie) mogą mieć inne niż Ty spojrzenie. Tak samo jak i inne niż ja.) Nie pasuje mi w ogóle idea, że ktoś żyjąc postępuje dobrze i jest dobrym człowiekiem, a potem po śmierci miałby być nagle ukarany, bo za życia ugryzł go wampir. Skoro ten człowiek był dobry i nie czynił zła, to logicznym jest, że nie zasługuje na karę czy jakiekolwiek konsekwencje złych uczynków, których nie było. Tylko pamiętaj, że wypowiedam swoje zdanie. Rozumiem, że możesz mieć zupełnie odwrotne, ale też powinnaś zrozumieć, że moga być inne osoby mające takie jak ja (lub jeszcze inne), więc te kwestie nie są takie jednoznaczne. I postrzeganie powstania wampirów ze "Zmierzchu" w jakiś konkretny sposób jest sporą diabłach jest literatura naukowa, o wampirach (jako postaciach fikcyjnych) każdy może mysleć, co chce. jezeli trzymamy się wersji autora, np u Rodrigueza w "Od zmierzchu do świtu" wampir nie ma duszy, więc jest faktycznie martwy, żyje tylko jego ciało. Trudno mówić w takim przypadku o morderstwie. U Meyer nie wiadomo, jak jest z duszą wampira - może jest on potępiony, może nie. Poza tym dziecko Belli jest półwampirem, co dodatkowo komplikuje sytuację. Ma w sobie pierwiastek ludzki, więc jest częściowo człowiekiem, może miec ludzką duszę. Zabicie go byłoby wtedy zabiciem człowieka."No to jeśli ktoś postrzega wampiry jako postacie fikcyjne, to trochę nawala wtedy takie poważne traktowanie wpływu tych książek i filmów na czyjąś wiarę, życie i duszę. Tzn. takie poważne traktowanie jakie prezentujesz. I skoro każdy może myśleć co chce no to jeśli widzi w tych istotach - tych konkretnych z tego cyklu - tylko dobre cechy i zachowania, zgodne z wartościami chrześcijańskimi, to lubienie tych ksiązek i filmów nie stoi w sprzeczności z byciem jeśli chodzi o moje zdanie, to wiesz ja nie rozumiem, jak można sądzić, że osoba taka jak Edward - zachowujaca się jak człowiek, przejawiająca uczucia, a w tym też i te wyższe typu miłość i empatia - nie ma duszy. Dla mnie to nielogiczne po prostu. Bo to tak jakby funkcjonować w sensie biologicznym jak normalny człowiek - tzn. mieć określone funkcje organizmu, ciśnienie krwi itd. i nie mieć w środku np. żył, albo nie mieć mięśni, albo w ogóle mieć tylko skórę. No nie da rady, gdy jakiejś części brakuje. I tak samo jest z duszą - z takiego powiedzmy bardziej naukowego punktu widzenia. I dlatego dla mnie to wszystko nie bardzo trzyma się kupy, bo w końcu na coś trzeba się zdecydować. Nie można tak wszystkiego naraz - że np. nie ma duszy, ale przejawia zachowania związane z posiadaniem duszy. Do mnie to nie trafia. No ale możesz wymagać od dorosłych by podporządkowywali życie dzieciom." - umieszczając treść publicznie w miejscu, gdzie dzieci wchodzą (niezaleznie od tego, co o tym myślisz), zdajesz sobie sprawę, że ją przeczytają i bierzesz za to odpowiedzialność. W tym momencie sama musisz wybrać, co jest ważniejsze - dobro tych dzieci, czy Twoja własna chwilowa satysfakcja. Mogę wymagać od siebie i innych, żeby uważali na to, co publikują. "Po pierwsze potencjalnie przeczytać czy zobaczyć dzieci mogą wszystko. Łącznie z nagością i seksem każdego dorosłego (o ile nie jest żyjącym w celibacie), zakamuflowanymi czasopismami czy filmami porno w domu rodziców swoich lub cudzych (będąc w domach kolegi/koleżanki/starszego rodzeństwa). Generalnie nie ma takiej opcji, by je na pewno od czegoś odgrodzić. Jednak o ich bezpieczeństwo powinni dbać przede wszystkim rodzice i jeśli będą dbac dobrze, to prawie na pewno to wystarczy, bo to że dzieci zobaczą coś u kogoś czy w szkole, to świat się od tego nie zawali. Bo jak pisałam wcześniej nie rozumiem jaki to ma mieć negatywny skutek poza chwilowym zniesmaczeniem, o ile mówimy o czymś, co zniesmacza. To nie jest molestowanie ani gwałt tego dziecka. Gdzie widzisz jakieś naruszenie dobra dzieci? W jaki sposób?Ad."to,. ze nie są niewinnie i zetknęły się już z różnymi (równiez niedobrymi) rzeczami nie znaczy, ze mamy utwierdzać ich w przekonaniu, że seks jest czymś obrzydliwym, wulgarnym i niepowaznym, a takie są skutki postrzegania seksu przez pryzmat obleśnych kawałów"Nie no, bez przesady. Też byłam dzieckiem i też słyszałam podobne kawały. Jak faktycznie byłam bardzo mała, to po prostu nie rozumiałam i nie szkodziło mi to w opisany przez Ciebie sposób. A potem zaczęłam rozumieć i też nie wyrobiłam sobie od tego przekonania, że seks jest czymś obrzydliwym, wulgarnym i niepoważnym. Nie wiem w ogóle jak można sobie wyrobić taką wizję tylko z powodu słyszenia czy czytania obleśnych rozumiesz nadal różnicy między magią w świecie rzeczywistym a basniowym, dla Ciebie zmierzchowe wampiry i Harry Potter egzystują na tej samej płaszczyźnie co Baba Jaga.""Zmierzch" i "Harry Potter" to fantasy. Przykładowa bajka o babie Jadze jest bajką, czyli fantasy dla trochę młodszych. No nie rozumiem faktycznie, bo czy mam rozumieć, że skoro piszesz o magii w świecie rzeczywistym, to uważasz, że wampiry ze "Zmierzchu" są realne? Uważasz, że istnieją takie istoty - dokładnie właśnie takie, łącznie z tym świeceniem w słońcu i czysto ludzkimi zachowaniami? No i podobne pytania odnośnie "HP" - uważasz, że wszystko, co tam jest opisane jest możliwe? Dla Ciebie to jest rzeczywisty świat? Wiesz, istnieje wiele fantasy osadzonych w świecie takim jak rzeczywisty, ale z wymyślonymi postaciami o wymyślonych możliwościach. Jednak to, że są one osadzone w świecie wyglądającym jak rzeczywisty nie zmienia tego, że jest to nadal fantasy, a nie prawdziwa magia w rzeczywistym świecie. Myślę, że to właśnie leży u podstaw Twoich problemów związanych ze zbyt poważnym traktowaniem tych książek. Wcale nie twierdzę, że książki nie mogą wiele zdziałać, bo wiem, że mogą. Ale powinno się umieć odróżnić fantasy od rzeczywistości i w tym również zjawisk rozumiesz różnicy między prezentowaniem swojego światopoglądu a koniecznością tłumaczenia się z niego. "No właśnie rozumiem i ja oczekiwałam, że wytłumaczysz swoje poglądy, uargumentujesz dlaczego uważasz, to co uważasz. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że można to rozumieć jako tłumaczenie się _z_ posiadania poglądów. Właśnie Ty to tak dziwnie rozumiesz, że ważniejsze od dobrego samopoczucia jest świadomość niebezpieczeńśtwa, bo lepiej głaskać ludzi po główkach niż ich ostrzec (a przynajmniej to wynika z Twoich oskarżen że wzbudzam wyrzuty sumienia). Nie rozumiesz, że jeżeli ktoś już raz się z czymś zetknął, to nie znaczy że możemy pozwolić mu na stykanie się z tym bez końca."Na jakiej podstawie tak dziewne wnioski zupełnie niezgodne z moimi poglądami???I widzisz, ta końcówka Twego wpisu podobnie jak i jego początek pokazuje, że doskonale idzie Ci twierdzenie, że wiesz lepiej co dana osoba myśli, czuje i jakie ma poglądy. Przekręcasz znaczenie słów i wyrażeń, a potem wmawiasz, że to przekręcenie wyszło od kogoś innego. Dopowiadasz jakieś niestworzone rzeczy na temat tych dzieci. Zaraz Ci wyjdzie, że szerzę pornografię i gwałcę dzieci. Akurat tak się składa, że tematyka pedofilii jak wpływu seksu na rozwój psychiczny i emocjonalny człowiek jest mi bardzo bliska i założę się, że lepiej znana niż Tobie. Z tego co piszesz wygląda, że przypisujesz mi złe intencje. I nie pierwszy raz zresztą. I w sumie nie przeszkadza mi to dopóki będziesz to pisać w takiej formie, że będzie widoczna granica między tym, co ja faktycznie powiedziałam i robię, a tym co sobie na mój temat wyobrażasz. użytkownik usunięty Eleonora Jezeli przedstawienie podziału na moje poglądy i poglądy Kościoła okazało się niejasne, śpieszę sprostować. Oficjalne stanowisko Watykanu jest tutaj: się z nią. Reszta jest moją nadzieję, że nikt nie będzie już miał do moralnej pustki, sama przyznasz, że Zmierzch jest raczej pusty. Bohaterka woli związać się z chłopakiem, chociaż grozi to możliwym potępieniem (możliwym, zaznaczam). Motywacje jej zachowań są puste, to tylko emocje i uczucia, żadnej głębi. "Zwłaszcza, że gdy nie zgadzasz się z moim zdaniem, to przydałoby się to jakoś uargumentować. To jest kwestia objaśniania jak cos postrzegamy, czy o co nam chodzi. Także dlaczego, ale po to by rozmówcy mogli lepiej pojąć podstawy danego spojrzenia." - Hmm, odniosłam wrażenie, może i mylne, że z góry i tak uznasz moją opinię za nieprawdziwą, jak również opinię Kościoła. W sytuacji gdy ktoś chce coś zrozumieć, mogę mu to tłumaczyć. Ale gdy widzę, że druga osoba od razu staje okoniem i ma nienaruszalne zdanie na jakiś temat, nie widzę sensu w dalszym zagłębianiu się w ten temat. Argumentów dlaczego uważam Tłajlajt za zły podałam bardzo dużo, nie zgadzasz się z nimi i ok, nie musisz, ale nie jestem w stanie udowodnić Ci że mam rację tak jak i Ty nie udowodnisz mi że ją masz. Wampiry nie istnieją, więc mozemy zakładać że każdy przypadek jest jakby inny i możemy zdać się na autra. Co do duszy sytuacja jest już inna. Dusza jest. Wiemy o tym. Mamy jej definicję. Potępienie to nie termin tkóry można rozumieć w zależności od woli autora tak lub inaczej. Podobnie jak diabeł. To są rzeczy realne. Potępienie jest oddaniem duszy diabłu. Szatan nie jest emanacją zła, lecz realną osobą. Człowiek może oddać duszę i nie znaczy to że jej nie ma, lecz ze zgodził się świadomie na to, że po smierci pójdzie do piekła, odrzucił Boga. Jasne, że nie każdy musi tak rozumieć terminy "dusza", "potępienie", "Bóg". Ale jeżeli ktoś udentyfikuje się z wiarą chrześcijańską, przyjmuje też chrześcijańskie rozumienie tych terminów. Nie może być tak, że wyznaję jakąś religię, ale uważam że duszę czy diabła postrzegam inaczej niż mówi moja wiara. OK, mogę tak myśleć, ale wtedy będzie to jakby moja własna wersja tej religii. Prowadzi to w prostej linii do sekciarstwa i do duszy i oddania jej diabłu, nie chodzi tutaj o ugryzienie przypadkowe - Bella chce zostać ugryziona. Własnie dlatego nie zgadza sie to z chrześcijańską wizją świata. Chrześcijanin wie, że dusza jest najwazniejsza. I nie powinien ryzykować jej potępienia dla uczuć. Oddanie duszy diabłu nie znaczy, że duszy nie ma, że ona zniknęła i zostaje sama cielesna powłoczka. Dusza jest tam, gdzie była. Po prostu wiadomo, co stanie się z nią i z cżłowiekiem po śmierci. Do kogo należeć będziesz gdy umrzesz."nie wyrobiłam sobie od tego przekonania, że seks jest czymś obrzydliwym, wulgarnym i niepoważnym" Widzisz, Ty sobie nie wyrobiłaś, ale wiele osób sobie jednak wyrabia. Potem są dorosli ludzie, którzy nie potrafią rozmawiać o seksie z lekarzem, bo to przecież jest takie obrzydliwe. Znam wielu młodych chłopaków, którzy takie kawały opowiadają w kółko i w ogóle ich to nie rusza, ale gdy trzeba powaznie porozmawiać o seksualności, od razu jest blokada i wstyd. "Bo jak pisałam wcześniej nie rozumiem jaki to ma mieć negatywny skutek poza chwilowym zniesmaczeniem, o ile mówimy o czymś, co zniesmacza." - cóż, mnie zniesmacza Banan i makowiec. W człowieku utrwala sie pewien stereotyp. To tak samo, jak mówienie dziecku że kupa jest be i dziwienie sie potem, ze dziecko nie chce korzystać z toalety. Mówić o seksie powinno się pięknymi słowami, bo jest piękny, a nie budzić zniesmaczenie i chodzi o fantasy, różnica jest spora - pisałam już o niej parę razy. W baśni i fantasy masz świat BAŚNIOWY, nierealny. Mówisz o powieściach "osadzonych w świecie takim jak rzeczywisty, ale z wymyślonymi postaciami o wymyślonych możliwościach" - własnie o to mi chodzi. Świat baśniowy powinien być baśniowy, rządzi się innymiprawami, magia która am się pojawia to fikcja. Co innego, jeżeli postacie baśniowe wkraczają do naszej rzeczywistości. Co innego, gdy w basniowym świecie księżniczka macha różdżką, a co innego gdy prawdziwy współczesny chłopiec uczy się numerologii. Magiczne zaklęcia w Harrym Poterze są zaczerpnięte z prawdziwych ksiąg czarnoksięskich. Napisałaś, że wzbudzam wyrzuty sumienia zupełnie niepotrzebnie i przez to krzywdzę innych. Wynika z tego, że ważniejsze jest dobre samopoczucie niż świadomość. Jeżeli widzisz że ktoś robi coś złego, to mówisz mu żeby tego nie robił. Jeżeli widzisz, że ludzie krzywdzą zwierzęta nie wahasz się o tym głośno mówić, chociaż tez pewnie wzbudzisz u nich wyrzuty sumienia. Dla mnie pakowanie się w pewne rzeczy jest niebezpiecznie, jak obdzieranie ze skóry norek. Może nie w takim samym stopniu akurat przy Tłajlajcie, ale jednak. Wazniejsze jest dla mnie by ktoś się otrząsnął, a nie żeby zachował spokój ducha i radosną minę czytając swoją ukochaną książeczkę. Nie widzisz w Tłajlajcie ani w niektórych ksiązkach fantastycznych niebezpieczeńśtwa, wydaje Ci się więc to irracjonalne, ale spróbuj zrozumieć. Wyobraź sobie coś, co jest groźne dla Ciebie, a dla mnie nie. Może zrozumiesz wtedy, że nie chcę nikogo dręczyć, tylko napisałam ze szerzysz porgnogragię, w życiu bym nie napisała czegos takiego. PS. Może to dziwnie zabrzmi, ale czy jesteś psychologiem lub pedagogiem? Bo odnoszę takie wrażenie. Poza tym: "założę się, że lepiej znana niż Tobie" też coś podpowiada. Wybacz, że nie odpisałam wcześniej, ale nie miałam czasu. Podziału na Twoje poglądy i poglądy KK w ogóle nie zauważyłam, więc nie było mowy o tym by był on widoczny. Przynajmniej dla mnie. Teraz to wyjaśniłaś, więc uważam, że teraz jest mniej więcej w porządku. "mniej więcej" dlatego, że żeby ktoś mógł to zauważyć - ten podział - będzie musiał dotrzeć do tego postu. Gdybyś wyjaśniła to na początku byłoby zupełnie w porządku. Ponadto powtórnie wkleiłaś mi link do tego krótkiego artykułu zawierającego bardzo lakoniczny opis stanowiska KK, co nie za bardzo pasuje do treści tego tematu (pierwszego - głównego - wpisu), który był sugerowanym stanowiskiem KK. No ale ok. Grunt, że się wyjaśniło, że stanowisko KK jest w tym tekście, a to, co piszesz w tym temacie dotyczy Twoich "Co do moralnej pustki, sama przyznasz, że Zmierzch jest raczej pusty. Bohaterka woli związać się z chłopakiem, chociaż grozi to możliwym potępieniem (możliwym, zaznaczam). Motywacje jej zachowań są puste, to tylko emocje i uczucia, żadnej głębi."Nie, nie przyznam i już pisałam, że tak nie uważam. Pod względem artystycznym uważam "Zmierzch" za niezwykle kiepską produkcję, ale gdybym miała rozpatrywać przesłania moralne jakie niesie, do jakich zachowań namawia, jakie potępia - to zdecydowanie nie przyznam, że można to wszystko nazwać pustką. I tak samo nie uważam, że kierowanie się miłością jest pustą motywacją. Nie rozumiem jak możesz uważać, że gdzieś, gdzie są szlachetne uczucia nie ma głębi czy też właśnie jest moralna pustka. Na czym więc polega dla Ciebie moralność? bo z tego, co piszesz wynika, że jest czymś oderwanym od miłości, empatii, bycia szlachetnym, wiernym i dobrym. Także no zdecydowanie nie przyznam i nie pisz "sama przyznasz", bo właśnie w ten sposób zbyt szybko przechodzisz do wmawiania mi różnych poglądów. Ad.: "Hmm, odniosłam wrażenie, może i mylne, że z góry i tak uznasz moją opinię za nieprawdziwą, jak również opinię Kościoła. "Nie rozumiem jak czyjaś opinia może być prawdziwa lub nieprawdziwa. Prawdziwe lub nieprawdziwe może być twierdzenie, że ktoś ma jakąś opinię. Natomiast co do zgodności z cudza opinią, to nie widzę związku z tym, że chce się tą cudzą opinie zrozumieć i się o nią dopytuje. W drodze takiej dyskusji można przy okazji poznać wiele ciekawych informacji. Wcale nie trzeba się z kimś zgadzać by być zainteresowanym argumentacją jego poglądów. W sumie właśnie zdecydowanie częściej wtedy, gdy nie zgadzamy się z kimś dopytujemy go o to dlaczego uważa to, co uważa. Pytałam o argumentację poglądów dotyczących konkretnych kwestii i tej argumentacji się nie doczekałam. Już jej nie oczekuję, bo przestało mnie to interesować i nie widzę sensu w dalszym ciągnięciu tematu, ale zrozum, że gdybym prezentowała takie same poglądy jak Ty, to nie miałabym się o co dopytywać. Wychodzi na to, że chętnie objaśniasz swoje poglądy, ale jedynie osobom, które się z Tobą zgadzają czyli wtedy, gdy nie ma sensu owych poglądów objaśniać, czyli koniec końców po prostu unikasz jakiegokolwiek objaśniania. Chodzi mi oczywiście o poważną wymianę zdań, a nie wymienianie się komplementami lub zbywanie konkretnych pytań. I bynajmniej nie chodzi o udowodnianie, że ma się nie istnieją, więc mozemy zakładać że każdy przypadek jest jakby inny i możemy zdać się na autra. Co do duszy sytuacja jest już inna. Dusza jest. Wiemy o tym. Mamy jej definicję. Potępienie to nie termin tkóry można rozumieć w zależności od woli autora tak lub inaczej. Podobnie jak diabeł. To są rzeczy realne. Potępienie jest oddaniem duszy diabłu. Szatan nie jest emanacją zła, lecz realną osobą. Człowiek może oddać duszę i nie znaczy to że jej nie ma, lecz ze zgodził się świadomie na to, że po smierci pójdzie do piekła, odrzucił Boga. Jasne, że nie każdy musi tak rozumieć terminy "dusza", "potępienie", "Bóg". Ale jeżeli ktoś udentyfikuje się z wiarą chrześcijańską, przyjmuje też chrześcijańskie rozumienie tych terminów. Nie może być tak, że wyznaję jakąś religię, ale uważam że duszę czy diabła postrzegam inaczej niż mówi moja wiara. OK, mogę tak myśleć, ale wtedy będzie to jakby moja własna wersja tej religii. Prowadzi to w prostej linii do sekciarstwa i fanatyzmu."Co do istnienia wampirów, to istnieją księża, którzy w istnienie wampirów wierzą, więc nie jestem pewna czy wypada tak zakładać, że jak się jest chrześcijaninem (w tym katolikiem), to uważa się, że wampiry nie istnieją. Myślę, że jest różnie. Natomiast co do reszty, to nie chodziło mi o to jak potępienie, wampiry, piekło itd. odbiera czytelnik, ale o to jak odbiera je autorka książki oraz postacie występujące w książce. Dlatego, że nawet jeśli autorka ma przykładowo identyczne do Twojego spojrzenie na te sprawy, to nie znaczy wcale, że występujące w jej książce postacie także mają identyczne spojrzenie. Pisząc książkę opisuje się różne postacie o różnych charakterach i poglądach często odmiennych od charakteru i poglądów autora. Właściwie nie ma możliwości, żeby wszystkie postacie w książce danego autora były do niego podobne, bo nie byłoby żadnego zróżnicowania charakterów i poglądów. I tutaj też wracamy do tego, że czytelnik zazwyczaj odróżnia fikcję literacką od swojego życia, czy życia autora książki, zwłaszcza, gdy ta fikcja w dodatku należy do do duszy i oddania jej diabłu, nie chodzi tutaj o ugryzienie przypadkowe - Bella chce zostać ugryziona. Własnie dlatego nie zgadza sie to z chrześcijańską wizją świata."Ja rozumiem, że w jej przypadku byłoby to z wyboru. Jednak chodziło mi o sytuacje, gdy ktoś zostaje ugryziony choć tego nie chciał. W jednym i drugim przypadku, tzn. niezależnie czy ktoś chciał, czy nie, po ugryzieniu zamienia się w wampira. Konsekwencje bycia wampirem przyjmujesz jako określone i polegające na byciu potępionym. Czyli nawet jeśli się nie chce być ugryzionym, a to się stanie, jakkolwiek dobrym byłoby się człowiekiem, to automatycznie i tak zostaje się potępionym. I o tym pisałam i mi np. to nie pasuje do chrześcijańskiej wizji świata. Dlatego, że na owo potępienie nie ma tu wpływu ani wola człowieka (co jest zaprzeczeniem idei wolnej woli), ani to czy był dobrym czy złym (jego czyny, postawa, moralność). Ad.:"Potem są dorosli ludzie, którzy nie potrafią rozmawiać o seksie z lekarzem, bo to przecież jest takie obrzydliwe. Znam wielu młodych chłopaków, którzy takie kawały opowiadają w kółko i w ogóle ich to nie rusza, ale gdy trzeba powaznie porozmawiać o seksualności, od razu jest blokada i wstyd."Ale skąd u Ciebie wniosek, że dla tych chłopaków skrępowanie podczas poważnej rozmowy o seksie wynika z tego, że seks stał się dla nich obrzydliwy? Przecież to właśnie bardzo normalny odruch - widać, że seks im nie spowszedniał i nadal jest czymś intymnym, o czym rozmowa powoduje zawstydzenie - najwyraźniej są oni w stanie odróżnić głupie żarty od poważnej rozmowy i wcale nie są tacy zdeprawowani skoro odczuwają skrępowanie podczas poważnej rozmowy o seksie. To, co opisałaś to właśnie normalne i zdrowe zachowanie. I jest to w dodatku dowód na to, że nie masz racji twierdząc, że ktoś, kto styka się z wulgarnymi dowcipami wyrabia w sobie jakiś nienormalny stosunek do seksu. I dlatego też właśnie widzę, że masz kiepskie pojęcie na temat tego, co jest nienormalne i co z jakimi konsekwencjami się wiąże. I to właśnie zwłaszcza jeśli chodzi o wpływ seksu i poczucia seksualności na rozwój psychiczny i zachowania tak samo, jak mówienie dziecku że kupa jest be i dziwienie sie potem, ze dziecko nie chce korzystać z toalety."I znowu bardzo dziwne porównanie. Można by pomyśleć, że uważasz, że powinno się dziecku mówić, że kupa jest fajna do zabawy i wyrabiać w nim przekonanie, że nie powinno się jej brzydzić, co by się kończyło tym, że nie miałoby odruchu mycia rąk po skorzystaniu z toalety. Zdajesz sobie sprawę z tego jak wiele chorób człowiekowi zagraża, gdy nie uważa, że "kupa jest be" i nie przykłada w związku z tym wagi do utrzymywania odpowiedniej higieny? Ad.:"W baśni i fantasy masz świat BAŚNIOWY, nierealny."A wyżej sama napisałaś, że wampiry nie istnieją. Jakim cudem więc "Zmierzch" dotyczy realnego świata i realnych postaci??O HP nie chcę pisać, bo też przesadzasz, ale przede wszystkim dlatego, że nie chcę jeszcze mocniej odchodzić od właściwego tematu, który dotyczy "Zmierzchu". Tak w ogóle powinnaś odróżniać fantasy od powieści okultystycznych. Te ostatnie faktycznie mogą zawierać realnie występujące nadprzyrodzone elementy lub też chociaż w poważny sposób nawiązywać do symboliki okultystycznej. "Zmierzch", "HP", "Akademia Pana Kleksa" należą do że wzbudzam wyrzuty sumienia zupełnie niepotrzebnie i przez to krzywdzę innych. Wynika z tego, że ważniejsze jest dobre samopoczucie niż świadomość."Zupełnie błędny wniosek. Potencjalne wyrzuty sumienia i dezorientacja jaką wywołujesz nie są kwestią świadomości, bo sama przecież wiesz, że nie jesteś do końca pewna wszystkich swoich poglądów. Jeśli miałaby tu być jakaś świadomość, to narzucona przez Ciebie - świadomość Twoich poglądów, a nie świadomość rzeczywistości, rzeczywistych konsekwencji czy zagrożeń. I żeby nie było niedomówień, to samo się tyczy poglądów KK. Jak wiele osób, uważam, że można być osobą wierzącą i nie zgadzać się z jakimiś poglądami KK. I dałam Ci wyżej przykład by pokazać, że wyrzuty sumienia bardzo często mogą wynikać z wrażliwości (będącej jak najbardziej pozytywną cechą) i poczucia - często błędnego - że coś się robi/zrobiło/myśli źle (poczucia winy). Ad.:"Jeżeli widzisz że ktoś robi coś złego, to mówisz mu żeby tego nie robił."No i właśnie dlatego tłumaczę Ci, że źle robisz. Ad.:"Nie widzisz w Tłajlajcie ani w niektórych ksiązkach fantastycznych niebezpieczeńśtwa, wydaje Ci się więc to irracjonalne, ale spróbuj zrozumieć. Wyobraź sobie coś, co jest groźne dla Ciebie, a dla mnie nie. Może zrozumiesz wtedy, że nie chcę nikogo dręczyć, tylko ostrzec."Napisałam Ci wyraźnie, że wiem, że książki jak i filmy potrafią być niebezpieczne. I nie piszę tu o konkretnym gatunku (!). Co więcej zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie nie powinni zajmować się pewnymi dziedzinami wiedzy jeśli nie są na to gotowi lub/i z niewłaściwych pobudek. Oczywiście, że dostrzegam niebezpieczeństwa. Jednak wiem też, że niebezpieczeństwa istnieją również w związku z rzeczami niepowiązanymi z okultyzmem (magią, szatanem itp. - cokolwiek masz na myśli) i na nie także należy zwracać uwagę. Właśnie w tym rzecz, by potrafić odróżnić coś niebezpiecznego od bezpiecznego. Nie wiem jak Ci to dokładniej wyjaśnić, ale robisz szum wokół pewnych rzeczy i przez to czynisz niewidocznymi faktyczne niebezpieczeństwa. To jest tak jak z tymi sektami. Odmalowujesz sektę jako niezwykle egzotyczne zjawisko niezwykle mocno odcinające się od otoczenia, na pierwszy rzut oka nienormalne i przez to łatwo rozpoznawalne. Im więcej osób nabierze takiego przekonania - że sekty można tak łatwo rozpoznać, bo są tak dziwne już na pierwszy rzut oka - tym więcej nawet nie zauważy, gdy przystąpi do sekty. Bo tak naprawdę bardzo wiele organizacji o charakterze sekty nie sprawia od razu takiego wrażenia. Chodzi o to, że zwracasz uwagę ludzi na rzeczy, które nie są ważne i odciągasz ich uwagę od faktycznie istotnych, osłabiasz ich czujność. To samo właśnie dotyczy tej kwestii seksualności i dzieci. Dlatego napisałam Ci, że założę się, że więcej wiem na ten temat, bo widzę na jakie rzeczy zwracasz uwagę. Co jak interpretujesz. Co łączysz z jakimi konsekwencjami itd. i wiem, że rzeczywistość dotycząca tych kwestii wygląda zupełnie inaczej. Ad.:"Nie napisałam ze szerzysz porgnogragię, w życiu bym nie napisała czegos takiego. "Nie napisałam, że to napisałaś. Napisałam cytuję:"Zaraz Ci wyjdzie, że szerzę pornografię i gwałcę dzieci.". To bardzo duża różnica. Podsumowując: Może w ogóle nie powinnam była odpowiadać, bo niepotrzebnie odświeżam ten temat, no ale odpowiedziałam. Co do dalszej dyskusji, to nie widzę sensu z tego względu, że nie bawi mnie ciągłe poprawianie takie jak np. to dotyczące ostatniego "Ad.". To do niczego nie prowadzi i z postu na post coraz mniej treści dotyczy początkowego tematu dyskusji. SarimatianJa równiez byłem (jestem?) ministrantem, ale u mnie ksiądz mówił, że ministrantem jest sie na całe życie. Całkowicie potwierdzam Twoja refleksyjną wypowiedź odnośnie kwestii kościelnych - lepiej bym tego nie do podanego linku ustosunkowujcego się do Zmierzchu - (50 prawd objawinych, tak ? ) to muszę sie zapytać, w jakim celu to pisałeś ?Mówie to jako osoba całkowicie neutralna, nie jestem absolutnie fanatykiem Zmierzchu, jednakże nie potrafię zrozumieć co Cię do tego skłoniło ? Ten tekst wyglądał jakbyś musiał codziennie z rana pisać cos podobnego na dany film ... Jakby to była Twoja praca, którą musisz wykonać i bardzo jej nie lubisz. To nie jest absolutnie żaden atak czy też oskarżenie, po prostu odniosłem takie wrażenie. Jakby to ująć - przyczepianie się na siłę. Stary, podaj mi jakikolwiek film to zrobie również zabawna liste - uwierz teraz słowo wyjaśnienia dla tłumu oczekających mojej pracy ( ; DD ), która miałem sie podzielić - niestety nie mogłem odnaleźć pliku tekstowego ; /. Jestem jedynie w posiadaniu wersji realnej, fizycznej, rzeczywistej, materialnej - słowem : na kartkach. Muszę jedynie rozglądnąć się za skanerem i powinno być dobrze. Co prawda mam też plik mp3 ale go nie wysle, co byście nie śmiali się z pomyłek i niecenzuralnych wyrazów, które pod wpływem gniewu spowodownego przeróżnymi bodźcami zewnętrznymi docierającymi do mojej świątyni nauki z kuchni i ulicy, nagminnie pojawiały się w czasie próbnego i teraz wypada przeprośić wytrwałych, którzy w akcie desperacji doczytali moje wypociny do końca, za trudno czytający się tekst. Widać moja polonistka nie myliła się, kiedy na końcu wypracowania czytałem " Panie XXX...ski, staraj sie budować zdania mniej złożone ".Pozdrawiam ; ) Big Up, Bless Ya, Take Care and Brush Ya Teeth ; P wick3d ocenił(a) ten film na: 1 Ja wierzę w konia na turbowrotkach mieszkającego w niebie, który kontroluje nasze całe życie tak jak wasz Bóg. Zlinczujecie mnie za to? Bo istnienie mojego konika jest tak samo prawdopodobne jak waszego cudownego Boga, katoliccy przyjaciele, do tego na szczęście żyjemy w takim świecie gdzie kościół ma G-za przeproszeniem do gadania w sprawach kto i jakie powinien mieć poglądy, osobiście ten gniot zasługuje w moich oczach na ocenę 4/10, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło, że w jakiś sposób może on urazić czyjąś wiarę ponieważ jestem na tyle poważnym człowiekiem, że odróżniam fikcję od rzeczywistości, radzę wam zrobić to samo i przestać tutaj "Radio Marjonizować", czasy inkwizycji minęły pogódźcie się z tym. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 wick3d "Zmierzch a wartośći chrześcijańskie"... nigdy nie przyszłoby mi do głowy taki temat założyć. Naprawdę jestem pełen nie do końca pozytywnego podziwu dla osoby która się nagłowiła aby taki temat założyć i mieć na powyższy temat sporo do powiedzenia. Jeśli natomiast temat ten wypłynął z tej osoby całkowicie naturalnie i spontanicznie to z całym szacunkiem ale taka osoba potrzebuje pomocy...Polecam założenie podobnego tematu w filmie Shrek, jest on niestety antyklerykalny gdyż zachęca do bezbożnego ożenku ogrów, które jak wiadomo nie mają wstępu do niebieskiego królestwa pana oraz nie powinny otrzymać daru jakim jest owy sakrament. Tylko człowiek to dziecię boże i boży pomazaniec, boga w trójcy jedynego i wszechmogącego. OOO!! padnij na kolana o niewierny, chwal swego pana albowiem nie znasz dnia ani godziny a powtórne jego przyjście poprzedzone triumfem szatana odzieli plew od ziarna nieskazitelnego które dało owoc dobry. OOO!! przejrzyj na oczy grzeszniku gdyż sprawiasz ból panu swemu który Cię osądzi w dniu owym i gniew jego niczym piorun uderzy z niepohamowaną jest bliski, wampiry i ogry rozpierzchły się po świecie, niegodne diabelskie pomioty. Wartości i cnoty pana naszego Cię grzeszniku, padnij na kolana i módl się, śpiewaj psalmy w imię pana Twojego wszechmogącego w trójcy jedynego prawdziwego przez nas piosenkę: L dopa - pazury cezara. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 Sparrow, nudzisz już słoneczko. Tak ładnie nam się gadało na poczatku o piratach i herbatce, a teraz takie o mnie gluty smarujesz - doprawdy, rozczarowałeś mnie, myślałam że jesteś powazniejszy. Twej pomocy nie potrzebuję, dziękuję, natomiast radzę byś sam poszukał wsparcia - Twoja nieopanowana zaciętość i agresja świadczy o tym, że masz naprawdę jakiś problem z chrześcijanami. Zapewne nocą śni Ci się straszny, zły ksiądz z kropidłem :P użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 Szczerze, chrześcijanie mnie nie obchodzą, inne religie także nie. Obchodzi mnie za to stan intelektualny ludzi w moim kraju i na planecie zwanej Ziemia. Nie interesuje mnie także co o mnie myślałaś. To czy jestem poważny w danym momencie czy nie, to jest moja wolna wola dana mi razem z rozumem i wolnością słowa. To, że w danym momencie zachowuje się niepoważnie nie świadczy o mnie wcale źle. Wsparcia szukam w samym sobie i w źródłach wiedzy, także w innym ŚPIEWAJCIE!!! Upadnij na kolana,Ludu czcią przejęty,Uwielbiaj swego Pana:Święty, Święty, Święty!Zabrzmijcie z nami Nieba,Bóg nasz niepojętyW postaci przyszedł chleba,Święty, Święty, Święty!Powtarzaj, ludzki rodzie,Wiarą przeniknięty,Na wschodzie i zachodzie:Święty, Święty, Święty!Pan wieczny zawsze, wszędzieKu nam łaską zdjęty,Niech wiecznie wielbion będzie,Święty, Święty, Święty! użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 A królewna żyła długo i szczęśliwie. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 Tyle że nie wiedziała że król ją zdradzał z własną córką. ogrami (sic!) i wampirami. Również czytałam artykuł, chyba w "miłujcie się", że Kościół absolutnie zabrania czytania tej ksiązki, podobnie jak Harry'ego Pottera. I dlatego właśnie to był pierwszy i ostatni raz, kiedy przeczytałam katolicką gazetę. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, ale też zagorzałą czytelniczką Harry'ego Pottera. Zmierzch też czytałam i obejrzałam. Nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo uważam, że książki fantastyczne i życie to dwa zupełnie sobie obce światy. Wystarczy umieć to rozróżnić i wiedzieć, że pies biegnący za nami to nie animag, a blady chłopak z naszej szkoły nie jest wampirem. pozdrawiam kate_sparrow To przeczytaj sobie co może się stać, gdy zaczniesz uprawiać "niewinne" wróżby. Od tego się zaczyna... Moniia Różne rzeczy mogą zaszkodzić. I w tym sama religia także. Z tymże też pozostaje taka kwestia, że nikt nikomu nie każe zajmować się magią, tarotem czy czymkolwiek i takimi rzeczami nie powinno się zajmować z ciekawości, dla zabicia nudy, czy szpanu. Dzieci oglądają (później czytają, albo im się czyta) bajki, w których występują czarodzieje, czarodzijki, wróżki, magiczne przedmioty typu jakaś kula, pierścień czy zaczarowany ołówek i rzadko kiedy kończy się tym, by te bajki sprawiały, że to dziecko zacznie uprawiać magię. W zasadzie gdyby w ten sposób oceniać wszelkie bajki - niby z takiego katolickiego punktu widzenia, to wyszłoby na to, że 99% o ile nie więcej jest szkodliwych. Baba Jaga jest kanibalką. W bajkach jest dużo potwornych rzeczy nawet nie związanymi z czarami (cokolwiek pod tą nazwą ktoś rozumie, a widzę, że ludzie potrafią uznawać jako magię prawie wszystko). użytkownik usunięty kate_sparrow Kate, mam w domu ten akrtykuł - zapewne chodzi Ci o tekst pani (taki z kolumną i plakatem filmowym)Jeżeli tak, to nie wydaje mi się, by było tam powiedziane jakoby ktokolwiek zabraniał czytania. Autorka podaje tylko pogląd, ze Z stoi w sprzeczności z zasadami wiary. MS to gazeta bardzo ale to bardzo specyficzna, wyjątkowo radykalna w wymowie i rozumiem, że może kogoś zrazić jej specyficzny język. Niemniej nie rozumiem, jak możesz zarzekać się, że nigdy nie przeczytasz więcej gazety katolickiej tylko dlatego że jedna z nich skrytykowała coś, co Ci się podoba. W zasadzie połowa powaznych magazynów filmowych objeżdża ostro Tłajlajt (z innych powodów, ale jednak), czy ich tez nie będziesz czytać? nie wierzę;) Osobiście uważam, iż osoba, która nie potrafi odróżnić rzeczywistości od fikcji, nie powinna nawet zaczynać tego typu książek, jak saga "Zmierzch". Jestem wierzącą i chodzę do kościoła. Przeczytałam wszystkie cztery książki, czego nie żałuję. Bez żadnych wyrzutów mogę stwierdzić, że były one jednymi z najlepszych, jakie przeczytałam w życiu. Owszem, zafascynowali mnie aktorzy, filmy, cała ta historia, lecz potrafię odłożyć to wszystko na półkę i kompletnie nie zawracać sobie tym głowy. Natomiast napotykam osoby(szczególnie nastolatki), które zwariowały na punkcie "Twilight", kupują książki o podobnej fabule, zachwycają się pierdołkami, jakie wychodzą w sklepach o tematyce"wampirzej", doszukują się wiecznie newsów o aktorach itp. To jest dla mnie absolutną przesadą! Jednakże artykuł w "Miłujcie się" nieco mnie zbulwersował. Wiadomo, że Kościoł ma swoje poglądy, ale wydaje mi się to czepianiem! Odniosłam wrażenie, jakby autorka tekstu chciała wzbudzić wyrzuty sumienia w tych, którzy przeczytali i polubili zarówno "Harry'ego Pottera" jak i sagę "Zmierzch" -jakby to był grzech(??). To TYLKO jakaś wymyślona historia - opisana w książkach i przedstawiona w filmach! Nie przestanę czytać pism katolickich, ale na pewne sprawy mam po prostu inne zdanie... lew890 ocenił(a) ten film na: 2 natalia100 Nie rozumiem postawy kościoła. Przecież wiedzą, że sprzeciw wobec "Kodu Leonarda da Vinci" tylko zwiększył liczbę zainteresowanych przeczytaniem tego, następnie krytykowali film, co również stało się dla Kodu dodatkową reklamą. A teraz zamiast nauczyć się na własnych błędach, powtarzają to ze "Zmierzchem". Ciekawe tylko czemu nie robili takiej afery z "Wywiadem z wampirem"? użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 2 lew890 Wiesz, porównaj sobie popularność (niezaprzeczalną, ale jednak mieszcącą się w granicach statystycznego hollywoodzkiego filmu) "Wywiadu" oraz to istne pandemonium związane ze "Zmierzchem", tą całą obsesję i manię. To jak porównywać sezonową grypę do hiszpanki... Ale KK w ten sposób nakręca jeszcze maszynkę marketingową:P Powinni nic nie mówić i poczekać jak przejdzie, bo wierz mi przejdzie:P Za parę lat nastolatki będą podniecać się romansem wróżki z "chłopakiem z sąsiedztwa" i cała ich uwaga zwróci się ku nowemu filmowi a o zmierzchu zapomną i nie jest Mein Kampf z którym ciągnie się ideologia, Zmierzch to WuCetowe czytadło (dlaczego? bo wartość literacka jest porównywalna tylko do nadruków na papierze toaletowym, sorry ale taka prawda). użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Nie zgadzam się, że za Tłajlajtem sie nie ciągnie ideologia - moim skromnym zdaniem ciągnie się, choć w małej nadzieję, że sprawdzi się połowa Twego mrocznego proroctwa i faktycznie o tym szajsie wszyscy prędko mówiąc, przypomniała mi się pewna scena ze "Shreka"....:D użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 PS> Widzę że czuwasz? LeaMao ocenił(a) ten film na: 4 jaka? :)moda na Zmierzch przejdzie na pewno. kiedyś był wielki szał na Harrego Pottera. czarodziej nadal ma mnóstwo fanów, ale już to nie jest to samo co kiedyś. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 4 LeaMao Lea, jaka w sensie że ideologia? hmm, sporo tego. dla mnie najgorsze są w Tłajlajcie fascynacja złem oraz rzecz, odrwaca się kota ogonem. dobro jest złe, zło jest dobre. nie ma dobrych wampirów, jeżeli wampir to metafora demona - jak może być dobry demon??? W każdym szanującym się horrorze (jak u Stockera) wampiry były prawie zawsze złe, co pokrywało się z mitycznym postrzeganiem ich jako metafory demonów, diabła. teraz wampir jest cool. picie krwi jest cool. wieczne potępienie jest cool. yeah. normalny facet to już za mało. teraz musi być wampir. potępiony. demoniczny. blady. ssający pumy w lesie. miłość kobiety i mężczyzny to już za mało? wszystko co mroczne, potępione, chore staje się ekscytujące i pociągające. dzieciaki nie chcą normalnego faceta tylko jakiegoś psychola który bedzie im opowiadał o ssaniu rzecz, hedonizm. pożądanie i zmysły są dla Belli wazniejsze od duszy. wazniejsze od troski o duszę jest to, żeby móc być z edziem, bo on jest taki seksowny i ją pociąga. nakłania go ciągle do seksu, choc on sam nie chce. zniechęca go do małżeństwa, choć on chce wziąć z nią ślub. wychodzi na to, że dla niej liczy się tylko przyjemność cielesna, ewentualnie emocjonlana. jaki by edzio nie był, nie chce też skazać belli na potępienie, co do kórego pewności mieć nie można - jest u wąpierzy czy go nie ma. a bella ma to gdzieś, namawia go żeby złamał zasady, bo chce żeby jej było miło. najwazniejsze dla niej to żeby było przyjemnie. toz to czysty hedonizm! Haha, ładnie ujęte ale świat przedstawiony rządzi się swoimi regułami, wampiry w Zmierzchu nie są demonami, tak naprawdę same nie wiedzą czym są, jest tam odniesienie do choroby, mutacji (te bajki z chromosomami) ale najważniejsze jest to, że wampiry posiadają sumienie, sam Edward na pytanie Belli czemu cierpi katusze i nie pije ludzkiej krwi odpowiedział: nie chcę być bestią (mimo iż nie wierzy we własne zbawienie, w przeciwieństwie do doktora, to stara się ze wszystkich sił żyć godnie, bez grzechu). Czy demony mają sumienie - nie. Więc w wizji Meyer wampiry nie są "złe" one wybierają czy podążać hedonistyczną ścieżką przyjemności czy pozostać wstrzemięźliwe i moralnie czyste. Co do przyjemności - którego nastolatka nie pociąga sex? Każdy jeden jest zainteresowany tym zjawiskiem i eksperiencja jego jest dla niektórych bardzo ważna, ale to opanowanie Edwarda i jego chęć poszanowania reguł (Kościelnych nota bene) prowadzi do tego, że nie następuje tutaj utrata czystości. W książce jasno jest opisane dojrzewanie nastolatka. Czy podczas pocałunku nie czujesz pożądania? Tylko silna wola może uchronić młode osoby przed seksem przedmałżeńskim. I Edward właśnie taką silną wole i opanowanie okazuje, to on jako bardziej doświadczony życiowo i bardziej dojrzały emocjonalnie postanawia odłożyć te szczególne chwile na noc poślubną. Czy to jest dążenie do hedonizmu, raczej nie. Natomiast pożądanie i pocałunki są wpisane w życie każdego normalnego nastolatka i hedonizmem bym ich nie nazwał. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Forest, nie chodzi o to, że Bella odczuwa pożądanie, ale o to ze JETS ONO DLA NIEJ WAZNIEJSZE OD DUSZY, jest głównym motorem jej działań, jest istotniejsze od wszystkiego innego - to jest właśnie hedonizm. Tylko, że Bella wierzy w to, że duszy nie utraci gdy stanie się wampirem;) użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Ekhm, wybacz, ale nie do końca się zgodzę - ona sama nie jest pewna jak to będzie. Uznaje jedynie, że nie ma to dla niej znaczenia, czy zostanie potępiona, czy nie. Wg. Belli ktoś tak dobry i wspaniały i coś tam coś tam etc. itp. itd. jak Edziu nie może być istotą bez duszy, Edward uważa że jest jej pozbawiony i dlatego jest taki oporny na zmianę Belli, kwestia nie jest rozstrzygnięta. Ale jedno jest pewne Bella jest przekonana że Edziu ma duszę a skoro on ma to i inne wampiry powinny ją mieć (a poza tym czym jest dusza? chyba zdolnością do miłości, empatii, skruchy - a te wszystkie cechy charakteryzują Cullenów:P ) użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Ekhm, no nie bardzo, bo gdyby tak było moja świnka morska też miałaby duszę. Faktem jest że każdy pierwszy lepszy filozof miał odmienne zdanie na temat duszy, jednak Ojcowie Kościoła swoją opinię ustalili już dość dawno. Więc albo się z nimi zgadzamy, albo nie. Ja się zgadzam. Chodzi o istnienie "elementu duchowego obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że ‘ja’ ludzkie trwa nadal. Na oznaczenie tego elementu Kościół posługuje się słowem ‘dusza’, dobrze znanym w Piśmie Świętym i w Tradycji. Chociaż wyraz ten przybiera w Biblii różne znaczenia, Kościół uważa jednak, że nie ma po temu żadnych poważnych racji, aby go odrzucić, owszem, uznaje za rzecz bezwzględnie konieczną mieć jakiś środek słowny dla uzasadnienia wiary chrześcijańskiej” (List Kongregacji dla Doktryny Wiary w sprawie niektórych zagadnień związanych z eschatologią, Rzym 1979, s. 5)." Zaś Bella niestety najbardziej na świecie myśli o swojej własnej przyjemności psychofizycznej, więc za hedonistkę można ją uznać. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 LeaMao Babka zmierza zresztą w wyrażną stronę. Kolejna jej książka, Intruz, jest jeszcze gorsza niż Tłajlajt. Duch przebywający w człowieku... To aż tak oczywiste, że aż boli! :PCałe szczęście ze rpzynajmniej warsztatowo babka jest denna i wychodzi jej chała. Strach pomyśleć co by było, gdyby te ksiązki były dobrze napisane :P Ale może jeszcze zmądrzeje kobieta, w końcu Anne Rice też zaczynała od gotyckiego soft-porno, a potem się nawróciła :) Intruza nie czytałem i nie będę się jestem kiedy zrozumiesz, że Meyer jest kobietą na dorobku i liczy się kasa, szczerzę wątpię, żeby była wysłanniczką szatana i pisząc te bzdety odprawiała okultystyczne rytuały:P użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Nie uważam że jest wysłanniczką szatana ;P Gdzieś pod pierwszym zmierzchem załozyłam temat "Zmierzch jako produkt marketingowy", zapraszam na zwiedzanie. UWażam że jest staraą cwaniarą która wykorzystuje modę na okultuzm, magię i wampiry. Idzie w tę stronę własnie dlatego, że to jest teraz najmodniejsze. Podejrzewam że zwisa jej troska o to jaki wpływ jej ksiązki będą miały na młodzież. Tak czy owak mam nadzieję, ze ludzie przejrza na oczy i rpzestaną kupować ten szajs. Brawo! Dość emo-pseudo-wampirów i barachelnych harlequinów o niczem. Skoro magia je ble wg. kościoła, to jak się mają do tego te wszystkie cuda i objawienia. Bo jesli o mnie chodzi to to też użytkownik usunięty kromka77 No to już na pierwszej stronie omawaialiśmy, że magia i cuda to nie to samo :) Pzdr. nina6x ocenił(a) ten film na: 6 Czytając ten wątek przypomniałam sobie jak nie tak dawno będąc w kościele podczas kazania ksiądz chciał uświadomić wszystkim jak niesamowite jest to co dzieje się podczas mszy podczas przemiany i tym samym nazwał wszystkich nas członków kościoła katolickiego "krwiopijcami"-dokładnie padło to słowo(ludzie patrzeli po sobie troche dziwnie)bo przecież pijemy krew Chrystusa... LeaMao ocenił(a) ten film na: 4 nina6x co do pytania "jaka" to miałam na myśli scenę ze Shreka :) LeaMao Może jestem szalona bo kocham całą sagę (tak jestem hedonistką, taka moja ludzka natura), ale poniekąd zgadzam się z autorką tematu...trudno się nie zgodzić, gdy ktoś nie rzuca słów ot tak na wiatr i umie je poprzeć właściwymi argumentami...czytając książkę nieraz nasuwało mi się na myśl jak to się ma do chrześciajństwa....i oczywiście widzę pewne nieścisłości, jesli chodzi o tą całą dusze Ewarda i Belli...Ale musimy mieć na uwadze, że chrześcijaństwo to nie jest religia wszystkich ludzi na świecie, a książka robi szum na skale światową..więc myślę, że poprostu trzeba ją traktować jak coś zmyślonego, coś co ma tylko niejako zaspokoić naszą potrzebe rozrywki, czytania, rozwijania bo jakby nie było czytanie 2 str wiadomo, że ta cała historia jest niemożliwa, ale gdyby jednak była realna...gdyby wampiry chodziły po naszym świecie, na pewno znalazły by się Belle Swan...my ludzie jesteśmy słabi i nie mam tu na myśli, że to coś złego. (przedwczoraj widziałam na polsacie jak babka trzymała skorpiona w buzi ponad 2 min, więc czemu by nie sfiksować na punkcie vampira?)tak czy siak zawsze miło pokonwersować z osb która umie trzymać poziom konwersacji i nie koliduje z moimi imperatywami;) użytkownik usunięty LeaMao LeaMao, scena z samego początku, gdy Shrek siedzi w toalecie. Forest napisał :"Zmierzch to WuCetowe czytadło (dlaczego? bo wartość literacka jest porównywalna tylko do nadruków na papierze toaletowym" i od razu mi sie przypomniał Shrek siedzący w wychodku :/Nawiasem mówiąc, akurat z tym zdaniem się zgadzam, chociaż to dość drogi papier toaletowy, w przeliczeniu kilka dych za kilogram... To już lepsza Regina twójwarstwowa, przynajmniej miękka i ładnie pachnie;) Pisałaś, że "zgodnie z naukami Kościoła" - czyli my ludzie, Homo Sapiens mamy nie myśleć tylko wierzyć? Już raz Kościół zabraniał myślenia i doszło do jego rozłamu - chodzi mi o predestynacje. Wg. KK człowiek ma wolną wolę, a jednocześnie Bóg jest wszechwiedzący, więc zakładając, że mamy wolną wolę:Staję przed wyborem: Kawa czy herbata? - wybieram na to Bóg? Jako, że jest wszechwiedzący, wie, że wybiorę herbatę, czyli tak naprawdę muszę to zrobić, nie mogę wypić sobie kawki bo to stoi w sprzeczności z Boskimi planami, konkludując - człowiek nie ma wolnej do świnki morskiej czy ona kocha? Raczej nie, więc duszy nie posiada, czy Edziu kocha?W Zmierzchu nie możemy kierować się "naukami Kościoła" ponieważ Meyer stworzyła inny świat, tam wszystkie zasady są jak gwoździe i młotek, a Ty usilnie próbujesz używać śrubokrętu z naszego świata. Po prostu w książkach tak jest, jak autor chce, żeby niebo było zielone to tak jest, jak Meyer chciała żeby wampiry miały dusze, to mają. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 "Co do świnki morskiej czy ona kocha? Raczej nie, więc duszy nie posiada,czy Edziu kocha? " - od razu widać, że nigdy nie miałes świnki morskiej ;)A na serio, uczucie które żywi Edzio nie jest miłością, bo miłość nie ma w sobie nic egoistycznego. To raczej pożądanie, a nie używam, ponieważ Meyer użyła śrubek z naszego świata - gdyby w ogóle nie opowiadała o duszy i piekle, nie byłoby całego tematu. Skoro jednak użyła tych terminów, które są ściśle określone, mam prawo używac śrubokrętu. Ad wolnej woli: naprawdę, nie wyjasnię ci w dwóch linijkach tego, co zajęło teologom kilka dekad, ale sama miałam podobne dylematy z 10 lat temu więc rozumiem jak to jest. Wszechmoc nie polega na tym iż Bóg pozbawia nas wolnej woli. Gdyby chciał, mógłby - po prostu nie chce, bo woli mieć wyznawców, którzy sami przychodzą, a nie stadko niewolników. Dając Ci wybór nie przewiduje, którą opcję wybierzesz, ale wie, co czeka Cię gdy wybierzesz i jedną, i drugą. Czyli, trzymając sie metafory z herbatą, nie może przewidzieć czy wybierzesz kawę, czy herbatę, ale wie, co się stanie w obu przypadkach. Nie tak tłumaczył ksiądz w liceum:P On twierdzi, że takie rozumowanie jak przyjęłaś jest raczej oparte na ogromnej inteligencji, a nią (a nie wszechwiedzą) posługuje się czy egoistyczne jest podejście: mógłbym Cię skrzywdzić, chcę być przy Tobie, ale się o Ciebie boję więc odejdę henhen daleko, żebyś nie była narażona i będę wypłakiwał swoje wampirze oczy z tego powodu?Czy egoistycznym jest - nie żyjesz, po co mam żyć ja? (egoistycznym w stosunku do rodziny, na pewno nie w stosunku do Belli)Czy egoistyczny jest "Zabij mnie, nie ją!".Jeśli tak wygląda egoizm to ja szczerze cieszę się, że ludzie są egoistami, jeśli tak wygląda....Jak już wspomniałem, Meyer ma prawo napisać, że niebo jest zielone, co z tego, że niebo jest u nas i u niej w książkach? To nieważne, ważne co ona uczyniła prawdą. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 A to jest bardzo dziwne, że tak twierdził, bo w kwestii inteligencji i użycia jej przez szatana ani Wojtyła, ani Heller by się z nim nie zgodzili ;) (specjalnie pisże w "świeckiej" formie, przez wzgląd na osiągnięcia tych osób na świeckiej niwie).Odchodzę, ale potem wracam. Sam nie wiem czego chcę. Raz Cię kocham, raz mam Cię w nosie. Narażam Cię na niebezpieczeńśtwo, ale jednak uczepiłem się Ciebie. "nie żyjesz, po co mam żyć ja?" - co to niby za miłość? umrę, bo mi smutno? To po prostu egzaltacja. użalanie się nad sobą. Kierowanie się wyłącznie UCZUCIAMI. Miłość to coś więcej niż Meyer nie ma prawa pisać że niebo jest zielone, bo nie jest. Moze stworzyć własny świat fikcji, basni, gdzie jest zielone. Ale nie może pisać, że nasze jest zielone. I nie mozesz mówić że ona "uczyniła coś prawdą", bo pradwa jest jedna, nie ma tak ze co ksiązka to inna prawda. Prawdy nie przelewamy z naczynia do naczynia. Prawdą w jej świecie jest to że wampiry mają duszę, jak będę chciał to napiszę książkę o latającej lokomotywie która przewodzi ludzi między Londynem a Birmingham i w MOIM ŚWIECIE PRZEDSTAWIONYM to jest prawda. Dlatego że to jest książka fantasy/sf lub baśń jak kto woli. Tutaj to ja jestem stwórcą dlatego pisarze nazywani są twórcami światów."Odchodzę, ale potem wracam. Sam nie wiem czego chcę. Raz Cię kocham, raz mam Cię w nosie. Narażam Cię na niebezpieczeńśtwo, ale jednak uczepiłem się Ciebie."Widać, że książek nie przeczytałaś, lub zrobiłaś to bardzo pobieżnie, dlaczego Edziu odchodzi? Bo wie, że naraża Bellę swoimi popędami, swoim pożądaniem, jednak z tego rezygnuje i odchodzi (czy takie poświęcenie jest egoizmem?). Dlaczego wraca? Okazuje się że Bella bardziej jest zagrożona gdy nie ma ochrony Cullenów, vide Laurent czy Wiktoria.""nie żyjesz, po co mam żyć ja?" - co to niby za miłość? umrę, bo mi smutno? To po prostu egzaltacja. użalanie się nad sobą. Kierowanie się wyłącznie UCZUCIAMI. Miłość to coś więcej niż uczucia"Nigdy tak nie pisz, mój przyjaciel powiesił się po wypadku samochodowym swojej żony (zginęła razem z córką), i nigdy w życiu nie nazwę go ani egzaltowanym, ani nie powiem, że to użalanie się nad sobą - po prostu nie wszyscy są w stanie przetrwać i im większa miłość (a miłość to też emocje i uczucia) tym ciężej poradzić sobie z ogromnym bólem jakim jest strata bliskiej osoby. Czy będziesz karała kogoś kto nie okazał się wystarczająco silny? Czy to jest zachowanie Katolika? użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Nikogo nie każę i nie potępiam, bardzo współczuję Ci z powodu, o którym piszesz, bardziej że miałam podobny przypadek w gronie znajomych (kolega popełnił samobójstwo skacząc z okna). Tym bardziej jednak należałoby odwrócić sie na pięcie od wzorców które gloryfikują zachowania werteryczne, nie sądzisz? Poza tym jest kolosalna różnica między człowiekiem który traci żonę i dzieci w wypadku a jakimś smętnym chłoptasiem który ma zły dzień bo nie może po lekcjach poprzytulać dziewczyny która mu się moim zdaniem Edzio sam nie wie czego chce. Jeżeli zależy mu na dobru Belli powinien w ogóle nie zaczynać romansu z nią - dość dużo o tym mówi i wylewa swoje żale, ale ostatecznie jednak wybiera że z nią zostanie, więc chyba swoje odczucia bardziej ceni niż jej bezpieczeństwo. I nie mów mi że nie przeczytałam książek, bo przeczytałam - nacierpiałam się przy tym bardzo i za to poświęcenie należy mi się medal :PNie ma czegoś takiego jak "w jej świecie, w twoim świecie" itp. Meyer nie wymyśliła własnego świata ,pisze o świecie realnym. Nie stworzyła alternatywnej rzeczywistośći jak Śródziemie czy Świat Dysku, tylko opisuje naszą codzienność, zwykłe miasteczko, nawet wiadomo które i gdzie. Jak powiedział bohater Biloxi Blues, trzeba brać odpwoiedzialność za słowa. jeżeli tworzę baśń i akcja dzieje się w fantastycznym swiecie, to mogę pisać co mi sie zywnie podoba. Ale jezeli pisze o realnej codzienności i używam pojęć zupełnie niezgodnie z ich znaczeniem,to jest zwyczajne fałszowanie rzeczywistości. Więc w naszym świecie są wampiry, ciekawe.... użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 5 Forest87 Nie, w naszym swiecie jest dusza.
Wyznajemy wiarę w jednego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego — a jednak oddzielnie, nie razem. Jakie tematy musi podejmować dialog ekumeniczny? Na początku musimy zgodzić się na pewne daleko idące uproszczenie, konieczne przy próbie objęcia tak szerokiego tematu. Problem stanowi doktryna Kościołów protestanckich, do których zaliczamy między innymi kalwinizm, luteranizm, anglikanizm, Kościół ewangelicko-metodystyczny, baptystyczny i inne. Między tymi Kościołami istnieją różnice doktrynalne, zwłaszcza w kwestiach dotyczących sakramentów. My z konieczności będziemy traktować je tu jako całość Kościołów protestanckich, gdzieniegdzie tylko zaznaczając odrębność poszczególnych odłamów. Duch Święty, czyli od czego się zaczęło Jedno, z pozoru niewinne, słowo filioque legło u początków wielowiekowego konfliktu, którego do dziś nie mogą rozwiązać najtęższe teologiczne głowy. Chodzi o dodatek do nicejsko-konstantynopolitańskiego wyznania wiary, odrzucony przez Kościół na Wschodzie jako schizmatycki. Filioque dosłownie znaczy „i Syna” i użyte jest w opisie istoty Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, Ducha, który od Ojca — i Syna — pochodzi. Kościół na Wschodzie uznał i uznaje do dziś, że jedyną zasadą i pierwszym początkiem jest Ojciec, dlatego Duch Święty pochodzi od Ojca — przez Syna. Choć przyjęcie formuły filioque nie było jedynym powodem rozłamu Kościoła w 1054 r., to uznaje się je za jedną z kluczowych przyczyn schizmy wschodniej. Filioque przyjęły Kościoły protestanckie, wyrosłe z tradycji Kościoła Zachodniego długo po schizmie wschodniej. Eucharystia, czyli co jest źródłem, a co celem Brak wspólnoty eucharystycznej jest najbardziej bolesnym rozdarciem Kościoła. Problem tkwi już w samym rozumieniu Eucharystii jako komunii, która dla katolików i prawosławnych ma być znakiem jedności, a dla protestantów — środkiem budowania jedności. Przy rozumieniu Eucharystii pojawiają się też różnice w ramach protestantyzmu. Dla luteran w Eucharystii rzeczywiście obecny jest Chrystus — zarówno w wierze, jak i obiektywnie, w chlebie i winie, ale jedynie do momentu jej spożycia. Kościoły protestanckie wyrosłe z nauki Jana Kalwina (Kościoły ewangelicko-reformowane, Kościół anglikański, Kościół metodystyczny) wierzą w realną obecność Chrystusa w Wieczerzy Świętej — ale jest to obecność w Duchu Świętym. Oznacza to, że podczas Eucharystii dusza wierzącego unosi się przez wiarę do nieba, aby połączyć się z Chrystusem, a chleb i wino są znakami Jego Ciała i Krwi. Kościoły idące za nauką Ulricha Zwingliego Komunię św. rozumieją wyłącznie symbolicznie: chleb i wino są symbolami Ciała i Krwi Chrystusa, a On sam jest obecny w takim stopniu, w jakim zawsze jest obecny dla wierzącego. W Kościele katolickim i Kościele prawosławnym wierzymy, że w Eucharystii chleb i wino stają się rzeczywiście i trwale Ciałem i Krwią Chrystusa. Podczas jednak, gdy Kościół katolicki naucza, że dzieje się to dzięki transsubstancjacji, czyli przeistoczeniu, Kościół prawosławny głosi, że nie należy wnikać w sposób owej przemiany, a jedynie przyjąć ją z wiarą jako cud. Kolejne „eucharystyczne kłopoty” to pojęcie „ofiary”, przyjmowane w katolicyzmie i prawosławiu — wspólnie wierzymy, że choć Eucharystia nie jest tożsama z ofiarą krzyża, to w swej istocie jest to jedna i tama sama ofiara; że uczestniczący w ofierze Eucharystii dostępują zbawczej mocy płynącej z ofiary krzyża. Kościoły protestanckie odrzucają takie myślenie, twierdząc, że ofiara przebłagalna złożona została tylko raz, na Golgocie, i nie można jej powtórzyć. Inne różnice między wyznaniami chrześcijańskimi dotyczą także samej formy udzielania Eucharystii: tylko w Kościele rzymskokatolickim udziela się jej zasadniczo pod jedną postacią (pod dwiema postaciami udziela się jej przy specjalnych okazjach). W prawosławiu używany jest chleb kwaszony, zamiast przaśnego, w Kościołach protestanckich zamiast wina można używać soku z winogron. Komunia, czyli spotkania niemożliwe Zarówno Kościół katolicki, jak i prawosławny oraz Kościoły starokatolickie uznają, że Eucharystia może być sprawowana w sposób ważny jedynie tam, gdzie została zachowana sukcesja apostolska — to znaczy we wspólnotach kierowanych przez następców apostołów i wyświęconych przez nich kapłanów. To sprawia, że pojawiają się kolejne miejsca rozdarcia w łonie uczniów Chrystusa i pytanie, gdzie można, a gdzie nie można przystępować do Eucharystycznego Stołu. W Kościołach protestanckich problem ten w zasadzie nie istnieje: większość z nich podpisała deklarację umożliwiającą wspólnotę komunijną, wzajemne uznanie urzędu kościelnego, interkomunię i intercelebrację. Kościół katolicki pozwala wiernym na przyjmowanie Komunii św. tylko z rąk duchownych Kościoła rzymskokatolickiego i innych, pozostających w łączności z Rzymem (grekokatolicy). W wyjątkowych okolicznościach, np. zagrożenia życia, katolikom wolno jest przyjąć sakramenty z rąk duchownych prawosławnych. Katolicy nie powinni przystępować do sakramentów w Kościołach protestanckich. Również wiernym protestanckim w Kościele katolickim Komunia św. nie jest udzielana ze względu na inne rozumienie jej istoty. Oczywiście od tej zasady możliwe są wyjątki na zasadzie tzw. gościnności eucharystycznej, kiedy Komunia św. decyzją papieża lub biskupa zostaje udzielona wiernemu protestanckiemu, wyznającemu katolicką wiarę w obecność Chrystusa w Eucharystii (taki przypadek miał miejsce, kiedy do Komunii św. na pogrzebie Jana Pawła II przystąpił br. Roger z Taizé i w tym duchu także wszyscy bracia ze Wspólnoty z Taizé przyjmują Komunię św., która pochodzi z Mszy św. sprawowanej przez katolickich kapłanów). W Kościele prawosławnym zasady te są jeszcze bardziej restrykcyjne: duchowni prawosławni nie udzielają sakramentów wiernym nieprawosławnym, zaś wiernym prawosławnym nie wolno przystępować do sakramentów w żadnym innym Kościele. To sprawia, że katolicka otwartość na prawosławie pozostaje czysto teoretyczna, musiałaby bowiem łamać zasady Kościoła prawosławnego. Najwyższym stopniem łączności eucharystycznej nie jest jednak jej wzajemne udzielanie (interkomunia), ale wspólne jej sprawowanie (intercelebracja). Dziś intercelebracja możliwa jest jedynie w ramach Kościołów protestanckich: w Kościele katolickim i prawosławnym nie ma żadnej możliwości wspólnego sprawowania jednej liturgii Eucharystii z innymi wyznaniami. Intercelebracja pozostaje więc odległym celem ekumenicznego dialogu. Kapłaństwo, czyli gdzie jest ciągłość W zrozumieniu ekumenicznych kłopotów z kapłaństwem istotne jest pojęcie sukcesji apostolskiej, czyli władzy głoszenia Ewangelii, udzielania sakramentów i rządzenia Kościołem udzielanej przez nakładanie rąk i trwającej nieprzerwanie od czasów apostolskich do dzisiaj. Sukcesja apostolska zachowana jest w Kościele rzymskokatolickim, prawosławnym i w Kościołach starokatolickich — w nich święcenia kapłańskie rozumiane są w ten sam sposób, jako sakrament. Protestanci, wyznając naukę o powszechnym kapłaństwie chrześcijan, odrzucają kapłaństwo rozumiane jako sakrament i jako pośrednictwo między ludźmi a Bogiem. Duchowni protestanccy są kaznodziejami i duszpasterzami, udzielają chrztu i Wieczerzy Pańskiej, ale nie są to zadania zastrzeżone wyłącznie dla nich. Nie ma przeszkód, by duchowni protestanccy mieli rodziny, niektóre Kościoły dopuszczają do pełnienia tej funkcji również kobiety oraz osoby czynne homoseksualnie. W prawosławiu, podobnie jak w katolicyzmie, kapłaństwo jest sakramentem. Oprócz święceń biskupich, kapłańskich i diakonatu w prawosławiu są również dwa stopnie święceń niższych: subdiakonat i lektorat. Diakonat jest posługą pomocniczą w stosunku do kapłaństwa, diakon sam nie celebruje żadnych ceremonii — pełni natomiast funkcję stałą. Teoretycznie w prawosławiu przyjmuje się, że święceń diakonatu można udzielać również kobietom, ale w praktyce się ich nie udziela. Istotna różnica między prawosławiem a katolicyzmem pojawia się w kwestii celibatu prezbiterów. Prawosławie zna żonatych księży — jednak małżeństwo musi być zawarte przed święceniami. Nie może też powtórnie ożenić się kapłan, którego żona zmarła. Celibat zachowują również obowiązkowo mnisi. Biskupi w prawosławiu wybierani są wyłącznie spośród celibatariuszy. Biskupów wybiera synod lub sobór biskupów lokalnego, autokefalicznego Kościoła, a wierni zgromadzeni podczas liturgii święceń potwierdzają ten wybór głośnymi okrzykami: Axios!, co znaczy: „Godzien”. Chrzest, czyli po kłopocie Kwestię sakramentu chrztu zaliczyć dziś można w poczet ekumenicznych sukcesów. W styczniu 2000 r. Kościół katolicki w Polsce i Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej podpisały deklarację o wzajemnym uznaniu sakramentu chrztu św. Oznacza to, że chrzest przyjęty w którymkolwiek z tych Kościołów zachowuje swoją ważność w innym i nie trzeba go powtarzać. Za ważny uznaje się więc chrzest udzielony w Kościele katolickim oraz Kościołach: ewangelicko-augsburskim, ewangelicko-metodystycznym, ewangelicko-reformowanym, polskokatolickim, Polskim Autokefalicznym Kościele Prawosławnym oraz Starokatolickim Kościele Mariawitów. Różnice, które nas dzielą, są niewielkie i dotyczą wyłącznie obrządku: w prawosławiu chrzci się dzieci nie wcześniej niż w ósmym dniu po narodzeniu przez trzykrotne zanurzenie, często razem z udzieleniem sakramentu bierzmowania. W Kościołach ewangelicznych chrzci się ludzi „w wieku świadomym” przez całkowite zanurzenie, w innych Kościołach protestanckich bywa różnie, dopuszcza się również chrzest dzieci. Papiestwo, czyli sól w oku dialogu? Większych i mniejszych różnic między katolicyzmem, prawosławiem a protestantyzmem jest równie dużo jak podobieństw. Trzeba by jeszcze oddzielnie opowiadać o spowiedzi, o kanonie i interpretacji Biblii, o kulcie Maryi, o czci oddawanej świętym. Wydaje się, że o pełną łączność z protestantami nie będzie łatwo, bardzo dzielą nas sakramenty, zwłaszcza Eucharystia i kapłaństwo. Ale co stoi na przeszkodzie dialogowi z prawosławiem, do którego jest nam tak blisko? Odpowiedź jest prosta: papież. I nie chodzi personalnie o któregoś z nich, ale o urząd, o prymat i pojęcie nieomylności, które pozostają główną kością niezgody między Kościołem katolickim a innymi wyznaniami chrześcijańskimi. Przez wiele lat wydawało się, że „kwestia papieska” pozostanie nierozwiązana. Dziś wiemy, że choć Kościół prawosławny nie przyjmuje i nie przyjmie jurysdykcyjnego pierwszeństwa biskupa Rzymu nad całym Kościołem i możliwości jego wpływania na poszczególne Kościoły lokalne, to przestaje widzieć w prymacie Piotra rodzaj imperializmu religijnego i podejmuje dyskusję na temat jego pierwszeństwa moralnego i honorowego. Zwracając uwagę na zasadę kolegialności i podkreślając, że „pierwszy biskup nie może nic zrobić bez zgody wszystkich”, przyjmuje prymat w takim rozumieniu, w jakim istniał on w Kościele do XI w., kiedy władza papieska nie stała ponad władzą soborów powszechnych. Coraz częściej pojawiają się też wypowiedzi duchownych protestanckich o możliwości uznania honorowego prymatu papieża — już w 2001 r. ewangelicki biskup Bawarii Johannes Friedrich nazwał papieża „zaakceptowanym ekumenicznie rzecznikiem chrześcijaństwa całego świata w służbie jedności”. Droga przed nami jest długa i trudna — w ekumenizmie nie chodzi przecież o to, żeby stworzyć sztuczną jedność za cenę wyrzeczenia się wyznawanej prawdy. Ale kolejne kroki czynione na tej drodze pokazują, że warto w niej nie ustawać. Cel jest odległy i kto wie, czy osiągalny na ziemi — ale nie godzi się, by uczniowie jednego Chrystusa nie umieli ze sobą rozmawiać. opr. mg/mg
Odpowiedzi Katolicy to odłam chrzescijanstwa. W chrzescijanstwie jest duzo odlamów. To taki tata tych religii. Katolik jest chrzescijanem etc. FanciaK odpowiedział(a) o 23:35 Katolik chodzi do kościoła "na pokaz", albo bo mu mama każe, a chrześcijanie już wygineli. Taka smutna prawda. Newborn odpowiedział(a) o 03:56 Chrześcijaństwo to religia, której członkowie wychwalają Boga i przestrzegają dokładnie jego Prawa. Katolicyzm to odłam chrześcijaństwa, różniący się od niego tym, że jest momentami wymieszany z pogaństwem, a jego wyznawcy modlą się do figur i obrazów, choć drugie przykazanie Dekalogu wyraźnie tego zabrania. Aczkolwiek z drugim przykazaniem jest taka dodatkowa heca, że zostało ono usunięte z katechizmu, dlatego przykazanie dziesiąte „Nie pożądaj żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest" zostało bezsensownie podzielone na pół. Taka sytuacja. Żadna ponieważ pierwszy raz sława katolicki użył Tertulian w I w trzeba zauważyć, że wcześniej katolicy byli nazywani chrześcijanami. Nazwa katolicki wzięła się od słowa katolikos co znaczy powszechny, protestantyzm, prawosławie czy anglikanizm są odłamami chrześcijaństwa, zaś Kościół Katolicki został założony przez Jezusa. Jakby nie patrzeć to wszystkie odłamy powstały właśnie z katolicyzmu. Chrześcijaństwo to religia, której wyznawcy wierzą, że Jezus jest Synem Bożym, który odkupił ludzkie grzechy oddając się w ofierze - umierając na krzyżu. Katolicyzm jest jednym z wyznań chrześcijańskich podobnie jak protestantyzm czy prawosławie. Te przykładowe trzy odłamy różnią się wieloma rzeczami, jednak łączy je najważniejsza rzecz, czyli właśnie uznanie Jezusa jako mylą chrześcijaństwo z judaizmem, którego wyznawcy wierzą w Boga, jednak nie uznają Jezusa jako mesjasza. W chrześcijaństwie jest wiele odłamów,najwieksze to protestanci prawosławni i też się tam dzielą protestanci na Baptystów anabaptystow,luteran,anglikan,zielonoswiatkowcow,metodystow,adwentystow i innych Katolicy się dzielą glownie na rzymskich i greckich,katolicy uznają papieża i tym się różnią od innych chrześcijanZ tego uznawania papieża idą kolejne rzeczy - sakramenty,celibat,kult maryjny świętych i aniołów,metaforyczne podejście do Księgi Rodzaju,kult obrazów i figur , zakaz antykoncepcji sztucznej(dozwolona jest naturalną jedynie) i inne Mihrimah odpowiedział(a) o 21:30 Chrześcijaństwo ma różne odłamy katolicyzm Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Jak się wydaje, tylko judaizm, chrześcijaństwo oraz islam — a więc religie związane z objawieniem biblijnym — przywiązują istotną wagę do treści głoszonych przez siebie prawd wiary. Prawdopodobnie we wszystkich bez wyjątku religiach niebiblijnych pytanie o prawdę tego, co boskie, albo nie jest stawiane wcale, albo pojawia się niejasno i w sposób rozmyty. Religia antyczna — pisze prof. Maria Jaczynowska — "zakłada skrupulatne wypełnianie wszystkich form kultu, ale nie wymaga wiary. Było prywatną sprawą człowieka, czy wierzył lub nie w bogów, którym składał ofiary. Natomiast samo składanie ofiar i przestrzeganie wskazówek wynikających z wróżb było jego obywatelskim obowiązkiem". Z kolei luźny stosunek hinduizmu do pytania o prawdę jeden z autorów charakteryzuje następująco: "Trzeba ludziom wyjaśniać, że termin Hindus nie zawiera w sobie faktycznie pojęcia jakiegoś określonego wyznania religijnego. Istnieją Hindusi będący panteistami, jak adwajtyści, bądź teistami, jak wyznawcy systemu njaji i bhaktyści, lub wreszcie materialistami, jak czarwakowie; istnieją Hindusi, którzy są siwaitami, i tacy, co są wisznuitami; Hindusi, którzy są bałwochwalcami, i Hindusi, którzy odrzucają bałwochwalstwo jak adherenci Prarthana Samaj (Towarzystwa Modlitwy) i Arya Samaj (Towarzystwa Ariów)... Być katolikiem z wyznania znaczy podążać pewną drogą zbawienia, uznawać Jezusa Chrystusa za drogę wiodącą do Boga, naszego Ojca. Człowiek jest katolikiem właśnie dlatego, że podąża katolicką drogą zbawienia. W terminologii hinduskiej oznacza to, iż religia katolicka jest sadhana dharma. Ale religia katolicka nie jest odrębną samaj dharma: nie zaleca ona żadnego odrębnego sposobu życia pod względem zwyczajów społecznych, doboru pożywienia, wspólnego obiadowania, rytualnej czystości itd. Być Hindusem natomiast nie znaczy wypełniać jakąś specyficzną sadhana dharma, podążać jakąś określoną drogą zbawienia. Hindus może wybierać jakąkolwiek marga, czyli drogę zbawienia, tj. sadhana dharma, która doń przemawia. Ale Hindus jest związany samaj dharma, przepisami dotyczącymi doboru pożywienia, czystości rytualnej i różnych form społecznego zachowania". Podobnie jest w innych religiach niebiblijnych. Liczy się tam przede wszystkim przynależność do wspólnoty kultowej oraz przestrzeganie określonych tradycją zachowań i sposobu życia. Mała wrażliwość na wymiar prawdy ujawnia się w religiach w takich zjawiskach, jak łatwe akceptowanie podwójnej przynależności wyznaniowej (np. w Japonii można być równocześnie szintoistą i buddystą, w starożytności wielu gnostyków bez oporów sumienia uczestniczyło w oficjalnych kultach państwowych), postawa kreatywna wobec przyjętych wierzeń (które poddawane są nieraz daleko idącym modyfikacjom lub wrzucane do synkretycznego kotła), brak jakiejkolwiek potrzeby uzasadniania wyznawanych wierzeń (co tak uderza podczas lektury pism np. Rudolfa Steinera czy sekty Moone"a). Kiedy sobie to wszystko uświadomić, samorzutnie pojawiają się pytania: Co jest przyczyną tego, że dla chrześcijan (a zapewne również dla żydów i muzułmanów) prawdziwość ich wiary jest czymś tak przeogromnie ważnym? Dlaczego tak wiele swojej energii religijnej poświęcają oni intelektualnemu zgłębianiu treści swojej wiary, czyli uprawianiu teologii? Skąd się u chrześcijan bierze taka stanowczość wobec swoich własnych doktryn religijnych, w których rozpoznali herezję, czyli wypaczenie prawdy wiary, że gotowi są raczej wystawić swoje Kościoły na trzęsienie ziemi, niż pogodzić się z tym, że zadomowi się w nich jakaś — ich zdaniem — nieprawda? Trzeba przyznać, że wspomnianą przed chwilą stanowczość obserwujemy w chrześcijaństwie od samego początku. "Ale gdybyśmy nawet my — stwierdza radykalnie apostoł Paweł — lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty" (Ga 1,8). Podobną stanowczość znajdujemy u apostoła Jana, kiedy rozprawia się z próbami rozumienia osoby Jezusa Chrystusa na wzór hinduskiego awatara: "Pojawiło się na świecie wielu zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim; taki jest zwodzicielem i antychrystem" (2 J 7). Bezbożnością i gangreną zostanie w Nowym Testamencie nazwane nawet coś tak, zdawałoby się, niewinnego, jak próba symbolicznej interpretacji obietnicy zmartwychwstania (2 Tm 2,1618). Otóż źródłem niejasnego podejścia w religiach niebiblijnych do pytania o prawdę oraz najwyższej uwagi skupionej na tym pytaniu w religiach biblijnych wydaje się gruntownie inna świadomość własnych początków. Początkiem (w sensie arche) religii niebiblijnych są mity: wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości ponadhistorycznej, w takiej przeszłości, która nigdy nie była teraźniejszością. Toteż ludzie, odwołujący się do mitów i traktujący je z należną im powagą, nie szukają prawdy w nich samych, ale z ich pomocą. Tutaj leży przyczyna dużej elastyczności przekazu mitycznego: ponieważ mit jest przede wszystkim narzędziem, wolno, a nawet trzeba go modyfikować, ilekroć wydaje się, że pomoże to nam lepiej zrozumieć samych siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Z religiami biblijnymi jest zupełnie inaczej. One swój początek widzą w wydarzeniu szczególnego, mającego miejsce w historii, zbliżenia się Boga do ludzi. Żydzi oraz chrześcijanie wierzą, że Bóg zbliżył się do nas po to, żeby nam dawać samego siebie; przedmiotem objawienia muzułmańskiego jest święta księga Koranu, zawierająca, jak wierzą wyznawcy islamu, prawdę i obietnice Boże. Być chrześcijaninem, żydem czy muzułmaninem znaczy uznawać z najwyższą powagą prawdę wyznawanego w swojej religii objawienia, w świetle tej prawdy układać całe swoje myślenie i postępowanie. Objawienie gruntownie różni się od mitu: nie jest narzędziem poszukiwania prawdy, ale jej przekazem. Stąd w religiach, które rozpoznają swój początek w Bożym objawieniu, czymś tak ogromnie ważnym jest prawowierność, czyli zgodność wiary z świadectwami objawienia. Stąd taka nieżyczliwość zaangażowanych wyznawców tych religii wobec interpretacji objawienia, rozpoznanych jako błędne; nieraz towarzyszy jej, niestety, nieżyczliwość wobec samych zwolenników owych interpretacji. Podwójna funkcja dogmatów wiary I tak doszliśmy do punktu, z którego jak na dłoni można zobaczyć nieuchronność rozwoju świadomości wiary wewnątrz chrześcijaństwa (w judaizmie oraz islamie jest, być może, podobnie). Mianowicie przedmiotem ewangelicznego objawienia jest niepojęta miłość Boża, która posunęła się aż do dania nam Jednorodzonego Syna Bożego. Ujmując rzecz konkretnie, przedmiotem ewangelicznego objawienia są wydarzenia zbawcze, jakie się dokonały dla wszystkich ludzi i dla każdego człowieka w Jezusie Chrystusie: tajemnica Jego wcielenia, Jego nauka i czyny, a zwłaszcza Jego śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie. Otóż wieść o wszechmocnym dziele miłości Bożej, jakie się dokonało w tych wydarzeniach, jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, z serca do serca, w słowach i gestach należących do zwykłego ludzkiego języka. Słowa przekazujące wiarę w Chrystusa są, rzecz jasna, więcej lub mniej wypełnione osobą przekazującego, jednak są to tylko słowa. Jeśli je przyjmę, to znaczy jeśli pobudzą mnie one do wiary w Chrystusa lub do jej pogłębienia, będzie to polegało na tym, że za pośrednictwem tych słów zbliżę się do Chrystusa, który żyje i chce mnie ogarniać swoją mocą zbawczą. Krótko mówiąc, aprobata dla słów i zdań, wyrażających prawdę o zbawieniu, nie może być ostatecznym celem wiary. Wiara, w swoim ostatecznym wymiarze, zmierza ku Chrystusowi, który zbawia człowieka i jego środowisko. Owszem, człowiekowi autentycznie wierzącemu zawsze ogromnie zależy na tym, aby zdania wyrażające jego wiarę wyrażały ją w sposób nieomylny lub przynajmniej zbliżający się do nieomylności. Niemniej, aprobata dla prawdy zawartej w tych zdaniach ma swoją dalszą celowość. Wierzyć to znaczy przecież realnie zbliżać się do Boga. Kresem aktu wiary — jak to z całą jasnością formułuje św. Tomasz — nie jest zdanie, ale Rzeczywistość, o której w tym zdaniu się mówi. Gdyby moja aprobata religijna sprowadzała się tylko do uznania prawdziwości wszystkich głoszonych przez Kościół dogmatów, znaczyłoby to, że moja wiara uległa zdegradowaniu do poziomu religijnego światopoglądu. Z powyższego wynika, że aprobata dla zdań, przedstawiających autentycznie Boże Objawienie, jest dopiero początkiem poznania religijnego. Prawda wyrażona w tych zdaniach (zakładając, że jest wyrażona nieomylnie) stanowi rodzaj trampoliny, dzięki której mogę się coraz bardziej zanurzać w samej Rzeczywistości, owymi zdaniami opisanej. Na tę podwójną funkcję dogmatów wiary — autentyczne przedstawianie prawdy Bożej oraz wezwanie do zgłębiania samej Bożej Rzeczywistości, przez dany dogmat wyrażonej — w genialnym skrócie zwrócił uwagę św. Tomasz: dogmat "jest to ujęcie Bożej prawdy, zmierzające ku niej samej". Skoro zaś moja aprobata dla zdań wyrażających prawdę wiary prowadzi mnie do coraz głębszego zakorzenienia się w owej Rzeczywistości, która jest za pomocą owych zdań przedstawiona — rozumie się samo przez się, że zakorzenienie to musi się odzwierciedlać również w mojej świadomości religijnej oraz szukać nowych, bardziej adekwatnych w stosunku do aktualnego poziomu moich religijnych doświadczeń, wypowiedzi językowych. Toteż gdyby w naszym przeżywaniu wiary chrześcijańskiej — zarówno przez poszczególnych wierzących, jak przez cały Kościół — nie dało się zauważyć rozwoju świadomości religijnej oraz wynikającego stąd doskonalenia się religijnego języka, można by podejrzewać, że wiara w życiu takiego chrześcijanina lub wspólnoty uległa stagnacji. Wzrastanie Kościoła w poznaniu wiary Wiele na temat rozwoju naszego poznania religijnego można się dowiedzieć z samej Biblii. Jeśli idzie o ideę wzrostu w wierze, tekstem podstawowego odniesienia wydaje się przypowieść o różnych losach zasianego ziarna: ziarna, które "padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon" (Mk 4,8; por. 1 Kor 3,6). Okazuje się, że wzrastać możemy nie tylko w łasce, ale również "w poznaniu Pana naszego i Zbawiciela Jezusa Chrystusa" (2 P 3,18). W dwojaki też sposób możemy starać się o to, żeby podobać się Bogu: "wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga" (Kol 1,10). W listach apostolskich czytamy zarówno o tym, że wzrasta w wyznawcach Chrystusa usłyszana przez nich Ewangelia (Kol 1,6), jak ich wiara (2 Tes 1,3). Jeśli tak się z nami dzieje, to nasz wzrost w wierze przyczynia się istotnie do wzrostu również u naszych współwyznawców: "Mamy nadzieję, że w miarę rosnącej w was wiary, my również wzrastać będziemy według naszej miary, niosąc Ewangelię poza wasze granice" (2 Kor 10,15). Ponadto, sporo mówi się w Nowym Testamencie o wierze niedojrzałej. Niedojrzała jest zazwyczaj wiara początkujących w wierze: "jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, nie sfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu" (1 P 2,2; por. Mk 4,33; J 16,12). Ale niedojrzałość wiary może wynikać również z małej gorliwości. Osłabia to istotnie apostolskie oddziaływanie Kościoła: "Gdy bowiem ze względu na czas [trwania w wierze] powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o pierwszych prawdach słów Bożych" (Hbr 5,12). Wiara niedojrzała uniemożliwia ponadto pełną komunikację w wierze: "Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie" (1 Kor 3,1). Sam tekst Nowego Testamentu stanowi bezcenne świadectwo rozwoju wiary w wymiarze całego Kościoła. Chodzi nie tylko o to, że przed Kościołem raz po raz stawały jakieś nowe problemy, które trzeba było rozstrzygnąć: czy do Kościoła wolno przyjmować pogan (Dz 10n), czy chrześcijan pochodzących z pogan obowiązują zwyczaje żydowskie (Dz 15; Ga 2n), czy spożywanie mięsa ze zwierząt ofiarowanych bożkom należy traktować jako pośredni udział w bałwochwalstwie (Rz 14,1323; 1 Kor 8), jaki jest los tych zmarłych, którym nie dane było doczekać Paruzji (1 Tes 4,1318), jak się ustosunkować do chrystologii głoszonej przez doketów? (1 J 4,13) Można tylko podziwiać naiwność fundamentalistów, sądzących, że wszystkie problemy, przed którymi może stanąć Kościół, są już rozwiązane w Piśmie Świętym. Historia świadczy o czymś wręcz przeciwnym: że nie było jeszcze pokolenia, w którym by Kościół nie stanął przed jakimiś nie znanymi dotychczas, a nieraz nawet nie przeczuwanymi problemami. Co więcej, zazwyczaj bywa tak, że do jasnego i jednoznacznego ich rozstrzygnięcia dochodzi Kościół w trudzie długich poszukiwań i polemik. Z rozbrajającą szczerością przyznaje się do tego ostatni sobór: "Kościół, (...) nie zawsze mając (...) odpowiedź na poszczególne zagadnienia, pragnie światło Objawienia łączyć z doświadczeniem wszystkich ludzi, żeby oświetlać drogę, na jaką świeżo wkroczyła ludzkość" (KDK 33). Nowy Testament świadczy jednak ponadto o wewnętrznym rozwoju wiary w Kościele czasów apostolskich. Dość przypomnieć, ile istotnych pogłębień w stosunku do Ewangelii synoptycznych wniosła napisana pod sam koniec czasów apostolskich Ewangelia Jana. Nawet zwyczajny czytelnik Nowego Testamentu, kiedy porównuje kolejne wypowiedzi apostoła Pawła na temat Kościoła jako Ciała Chrystusowego, musi zauważyć, że w tzw. listach więziennych znalazły się motywy, które się przedtem u tego Apostoła nie pojawiały. Również dopiero w listach późniejszych — konkretnie w tzw. listach pasterskich — znajdziemy najwięcej informacji na temat ustroju pierwotnego Kościoła. Bibliści piszą całe książki na temat rozwoju wiary, jaki da się zaobserwować już w tym krótkim czasie, w którym powstawały kolejne księgi Nowego Testamentu. Co więcej, samo nawet rozpoznanie w pismach apostolskich natchnionego i nieomylnego Pisma Świętego dokonało się w wyniku trwającego kilka pokoleń dojrzewania świadomości ówczesnego Kościoła na ten temat. Kardynał Ratzinger tak o tym pisze: "Pismo jest późniejsze niż pisma, które je tworzą. Przez pewien czas istniejące już poszczególne pisma nie zajmowały miejsca w Nowym Testamencie jako Pismo, jako Biblia. Zebranie pism w Pismo jest dziełem Tradycji rozpoczętej w II wieku, a doprowadzonej do końca w wiekach IV i V. Świadek bez podejrzeń, jakim jest Harnack, zaznacza w tym względzie, że przed końcem II wieku tworzy się w Rzymie kanon "pism Nowego Testamentu" według kryterium apostolskości i katolickości, kryterium, które stopniowo przyjmowały także inne Kościoły, "z powodu jego wewnętrznego waloru i siły autorytetu Kościoła rzymskiego". Możemy zatem stwierdzić: Pismo stało się Pismem dzięki tradycji, której jest częścią konstytutywną, właśnie w procesie potentior principalitas katedry Rzymu". Otóż podobnie jak nie da się wyobrazić sytuacji, że Kościół na tej ziemi nie będzie miał do rozwiązania żadnych nowych problemów, tak samo niemożliwe jest, żeby Kościół już w czasie swojej pielgrzymki do życia wiecznego osiągnął w jakimś momencie całą pełnię przeznaczonego mu poznania Boga. Mówiąc inaczej, aż do Dnia Sądu Kościół będzie się pogłębiał w swoim poznaniu i rozumieniu Objawienia, jakim Bóg raz na zawsze obdarzył nas w Jezusie Chrystusie. "Wzrasta bowiem — czytamy w soborowej Konstytucji o Objawieniu (8) — zrozumienie tak rzeczy, jak słów przekazanych, już to dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w sercu swoim, już też dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych, już też dzięki głębokiemu nauczaniu tych, którzy wraz z sukcesją biskupią otrzymali niezawodny charyzmat prawdy. Albowiem Kościół z biegiem wieków dąży stale do pełni prawdy Bożej, aż wypełnią się w nim słowa Boże". Ostatnie zdanie z powyższej wypowiedzi soboru znamiennie skomentował kardynał Wojtyła: "To dążenie Kościoła wyznacza zarazem podstawowy kierunek rozwoju wiary, jej wzbogacenia. Wzbogacenie wiary to nic innego, jak właśnie coraz pełniejsze uczestnictwo w prawdzie Bożej". Pokusa dystansowania się wobec dziejowości chrześcijaństwa Jak się wydaje, powyższy punkt widzenia jest zasadniczo obcy — przynajmniej na poziomie świadomości — chrześcijaństwu typu protestanckiego. Reformacyjna zasada sola Scriptura — że Pismo Święte jest wyłączną podstawą wiary. żyje, jest rozumiane coraz głębiej i przynosi owoce; została sformułowana w epoce, kiedy nie zdawano sobie jeszcze sprawy z tego, do jakiego stopnia sam Nowy Testament świadczy o zanurzeniu Kościoła w dziejach i o rozwoju świadomości wiary już w czasach apostolskich. Warto zauważyć, że zanim Luter, a zwłaszcza Kalwin, sformułowali tę zasadę, w myśli europejskiej pojawiły się potężne tendencje na rzecz przerwania dotychczasowego ciągu rozwojowego naszej kultury. Wystarczy porównać ogólny ton panujący w dziełach wielkich scholastyków oraz wielkich promotorów renesansu. Myśliciele średniowieczni czuli się w równym stopniu kontynuatorami Ojców Kościoła, wielkich filozofów pogańskich oraz znanych uczonych, żyjących jedno czy dwa stulecia przed nimi. Autorzy renesansowi potępiali całą epokę scholastyczną, z której bezpośrednio wyrośli, i bardzo mało byli świadomi tego, jak głęboko sami byli przez tę scholastykę uformowani i jak wiele dowodów tego pozostawili w swoich dziełach. Otóż daje to do myślenia, że zasadę sola Scriptura sformułowano właśnie w epoce, która miała poważne trudności ze zrozumieniem tego, że ciągłość jest nieusuwalną cechą historyczności. Wielu poważnych myślicieli zwracało już uwagę na to dystansowanie się protestantyzmu wobec dziejowości chrześcijaństwa. Protestantyzm — pisał w roku 1845 John Henry Newman — jest to chrześcijaństwo, które nie troszczy się o swoją własną historię. "I protestantyzm zawsze tak to odczuwał. Nie mam przez to na myśli, że wszyscy pisarze z obozu protestanckiego tak odczuwali. Z początku bowiem było zwyczajem, przynajmniej jako retoryczny argument przeciwko Rzymowi, powoływać się na minione stulecia lub przynajmniej na niektóre z nich. Ale protestantyzm jako całość tak właśnie odczuwa i odczuwał. Ujawnia się to w stanowisku odrzucenia w ogóle chrześcijaństwa historycznego i określania się jedynie na podstawie Pisma Świętego. (...) Widać to także z długotrwałego zaniedbania historii w Kościele anglikańskim. W Anglii popularna wiara prawie że nie uświadamia sobie faktu dwunastu długich stuleci, które upłynęły między soborem nicejskim a trydenckim. (...) Żałosne do powiedzenia, ale głównym, a być może jedynym pisarzem angielskim, którego można na jakiejś podstawie uważać za historyka Kościoła, jest Gibbon, niewierzący. Zanurzyć się głęboko w historię — to przestać być protestantem". Jednak nie tylko nowożytne chrześcijaństwo, ale w ogóle nowożytna Europa ma kłopoty z rozpoznaniem aktualnej realności dziejów, z których wyrastamy. Eric Voegelin, znany tropiciel tendencji gnostycznych w nowożytnej Europie, zauważa, że począwszy od XVI wieku raz po raz ktoś w Europie tworzy jakiś "koran" i, co ważniejsze, zyskuje sobie sporo posłuchu. "Koranem" Voegelin nazywa dzieło mające mniej więcej taki stosunek do historii, jaki jest stosunek muzułmańskiej księgi świętej do Starego i Nowego Testamentu. Zatem "koranem", w terminologii Voegelina, jest dzieło, w którym podaje się jedynie słuszną interpretację dotychczasowej historii (zazwyczaj gruntownie niezgodną z prawdą tej historii), które chce być odtąd jedynym autentycznym źródłem jej znajomości. Otóż, zdaniem Voegelina, "pierwszym świadomie spisanym gnostycznym koranem" jest fundamentalne dzieło Kalwina Institutio christianae religionis: "Człowiek, który napisał ten koran, zerwał z intelektualną tradycją ludzkości, żyjąc w przekonaniu, że nowa prawda i nowy świat zaczęły się wraz z nim i znalazł się, można sądzić, w szczególnym, patologicznym stanie duchowym. Hooke [katolicyzujący teolog anglikański z XVI wieku] swą zrównoważoną i łagodną krytykę Kalwina otworzył spokojnym twierdzeniem: "Jego wychowaniem były studia nad prawem cywilnym", po czym z niejaką uszczypliwością dodał: "Bożą wiedzę zgromadził nie czytając i nie słuchając, ale nauczając innych" i zamknął charakterystykę miażdżącym sformułowaniem: "I choć tysiące było mu dłużnikami, tak poruszająca była jego wiedza, on nie był niczyim dłużnikiem wyjąwszy Boga, autora najbardziej błogosławionego źródła, Księgi Życia, o zachwycającej zręczności i dowcipie"" Voegelin przypomina trzy następne "korany", które istotnie przyczyniły się do ukształtowania naszej współczesnej mentalności: "W wieku XVIII Diderot i d"Alembert nadali Encyclopédie française charakter koraniczny, umieszczając w niej, jak sądzili, całą wiedzę wartą przekazania. Wedle nich, nikt nie musiałby sięgać do dzieł wydanych przed Encyclopédie, a cała przyszła nauka byłaby jedynie rozwinięciem zawartej tu wiedzy. W wieku XIX August Comte uważał swe dzieła za koran pozytywistycznej przyszłości świata, ale hojnie uzupełnił je listą stu wielkich książek — pomysł dotąd atrakcyjny. W ruchu komunistycznym koranem stały się dla wiernych dzieła Marksa uzupełnione patrystyczną literaturą leninowsko-stalinowską". Zdaniem Voegelina, współczesna mentalność odczuwa zbyt wielką potrzebę takich uproszczonych wizji rzeczywistości, żeby zauważyć, "że gnostycka propaganda jest formą politycznego działania, a nie poszukiwaniem teoretycznego wyrazu prawdy". Otóż warto zdawać sobie sprawę z tego, że również my, współcześni katolicy, jesteśmy zanurzeni w tej mentalności, która nie lubi liczyć się z ciągłością naszych ludzkich dziejów. Nie miejsce tu na zastanawianie się nad konkretnymi niebezpieczeństwami, jakie mogą stąd dla nas i dla naszego Kościoła wynikać. Rozwój wiary a jej tożsamość Wyjaśniwszy, że rozwój świadomości wiary jest, ze względu na nasze zanurzenie w dziejach, czymś koniecznym, wyjaśniwszy ponadto, że Kościół ma święty obowiązek troszczyć się o to, ażeby rozwój dogmatów w niczym nie naruszył prawdy wiary, czyli jej pełnej zgodności z Bożym Objawieniem, postawmy sobie jeszcze jedno pytanie: Czyżby rozwój dogmatów, a jest on przecież jako zjawisko historyczne czymś nie podlegającym dyskusji, świadczył o jakimś powiększaniu się Bożego Objawienia? Owszem, na terenie myśli chrześcijańskiej (tej jednak, która zmierza do bycia myślą ekschrześcijańską) pojawiają się poglądy, jakoby samo Objawienie wciąż jeszcze podlegało rozwojowi. Zauważmy jednak, iż poglądy takie odbierają wszelki sens prawdzie — od początku wyznawanej przez chrześcijan — że w Chrystusie Bóg objawił się nam ostatecznie i w pełni, że w Nim zawarł z nami przymierze nowe i wieczne. Cokolwiek by się myślało na temat wydanego w roku 1864 Syllabusa Piusa IX, trudno zakwestionować jego tezę piątą, że nie da się być katolikiem i jednocześnie wyznawać pogląd, jakoby "Objawienie Boże było niedoskonałe i dlatego podlegało ciągłemu i nieokreślonemu rozwojowi, który odpowiada postępowi rozumu ludzkiego". Cokolwiek by się również myślało na temat podjętej w roku 1907 przez Piusa X reakcji antymodernistycznej, trudno nie zgodzić się z jego spostrzeżeniem — sformułowanym zarówno w dekrecie Lamentabili, jak w encyklice Pascendi — że powyższy pogląd świadczy o naturalistycznym i psychologistycznym zniekształceniu samego pojęcia Objawienia, jakoby polegało ono jedynie na "uświadomieniu sobie przez człowieka swego stosunku do Boga". Łatwo zauważyć, że takie poglądy na temat Objawienia przyniesionego nam przez Jezusa Chrystusa otwierały szeroko bramę dla dogmatycznego relatywizmu, a ich przyjęcie oznaczałoby koniec wiary katolickiej. Otóż po autorytatywnym ich odrzuceniu przez Stolicę Apostolską pojawiły się próby — ale to dopiero po Soborze Watykańskim II — otwarcia przynajmniej furtki dla takiego relatywizmu. Przestrzega przed nimi deklaracja Kongregacji Doktryny Wiary z 24 czerwca 1973 roku. W swojej istocie próby te polegały na zatarciu różnicy pomiędzy w pełni akceptowanym w Kościele poglądem, że "zdarza się czasem, że jakaś prawda dogmatyczna jest wyrażana najpierw w sposób niepełny, wykluczający jednak błąd, a dopiero później, po rozważeniu jej w szerszym kontekście wiary i wiedzy ludzkiej, wyrażana w sposób pełniejszy i bardziej doskonały" — a takim wyjaśnianiem rozwoju dogmatów, gdzie rozluźnieniu, a w gruncie rzeczy zakwestionowaniu ulega pochodzący od Ducha Świętego dar nieomylności kościelnego nauczania wiary (J 14,26; 15,26; Łk 10,16; 1 Tm 3,15; 2 P 1,20). "Wierni muszą odrzucić — mówi się we wspomnianej deklaracji — opinię, według której, po pierwsze, formuły dogmatyczne (albo pewne ich rodzaje) nie potrafią wyrazić prawdy dokładnie, lecz podają ją tylko w zamiennych przybliżeniach, które mogą zniekształcić lub zmienić prawdę; po drugie, wspomniane formuły przedstawiają prawdę w sposób niedokładny i dlatego należy jej ustawicznie szukać za pomocą owych przybliżeń. Kto przyjmuje taką opinię, nie może się uchronić przed relatywizmem dogmatycznym i zniekształca pojęcie nieomylności Kościoła"ˇ. Na koniec przypomnijmy dwa, wypracowane jeszcze w czasach patrystycznych, katolickie modele, za pomocą których próbuje się wyjaśnić, na czym polega rozwój dogmatów w Kościele. Mniej znana jest propozycja, wysunięta w roku 388 przez św. Ambrożego, aby do rozwoju rozumienia wiary stosować model nawiązujący do biblijnego opisu stworzenia kosmosu. Podobnie jak Stwórca najpierw powołał świat do istnienia i dopiero potem zaczął go przyozdabiać, tak jest również z kosmosem duchowym: najpierw Bóg się nam objawił w Chrystusie i obdarzył nas wiarą, obecnie zaś powinniśmy doskonalić naszą wiarę oraz jej rozumienie. "Bóg chciał — wyjaśnia Ambroży — abyśmy byli Jego naśladowcami i najpierw coś czynili, a potem przyozdabiali, abyśmy nie wykonywali równocześnie jednego i drugiego, bo w końcu nie zdołalibyśmy wypełnić niczego. Nasza wiara wzrasta stopniowo. Właśnie dlatego Bóg najpierw coś stworzył, a potem upiększył, abyśmy wierzyli, że ten sam, co stworzył, również ozdobił, a przystroił ten sam, co stworzył. Najpierw Bóg stworzył, a potem dopiero udoskonalił, aby pierwsze zostało potwierdzone przez drugie". Szczególnie jednak został zapamiętany w Kościele model zaproponowany w roku 433 przez św. Wincentego z Lerynu, gdzie wiara Kościoła oraz jego wierność otrzymanemu od Chrystusa Objawieniu porównana jest do organizmu żywego, który rośnie i zmienia się, zachowując jednak swoją tożsamość. Postęp w Kościele — wyjaśnia Wincenty — "niech będzie naprawdę postępem wiary, a nie zmianą. Bo przecież istota postępu na tym polega, iż rzecz jakaś rozrasta się w sobie; istota zaś zmiany na tym, iż rzecz jakaś przechodzi w zupełnie inną. Niechże więc wzrasta i olbrzymie nawet postępy czyni zrozumienie, wiedza, mądrość — tak w każdym z osobna, jak u ogółu, tak w jednostce, jak w całym Kościele, według poziomu lat i wieków — ale koniecznie w swojej jakości, to jest w obrębie tego samego dogmatu, w tym samym duchu, w tym samym znaczeniu". opr. aw/aw
różnica między katolikiem a chrześcijaninem